Dzisiaj wrzucam moje spisane na gorąco wrażenia z kolejnych „próbno-bezśmieciowych” zakupów spożywczych na bazarku. (O pierwszych pisałam tutaj.)
Podejrzewam, że niektórzy z Was będą pukać się w czoło. Jednocześnie podkreślam, że nie musicie tego czytać! Zresztą, świat jest pełen wariatów i ja pewnie jestem jednym z nich. Voila.
Do rzeczy więc. Idąc na bazarek, zaopatrzyłam się w swój „zestaw zakupowy” (ZZ), czyli:
- torbę na kółkach,
- torby szmaciane i papierowe,
- worek – siatkę do prania delikatnych rzeczy,
- szmaciany wór z bawełnianego płótna,
- dwie łubianki,
- dwa pojemniczki tekturowe po malinach,
- dwa słoje,
- dwa plastikowe pojemniczki z przykrywkami (skoro już je mam, to będę używać).
Zaczęliśmy (Rodzynek i Gwiazda z rowerkiem znów mi towarzyszyli) od stoiska z rybami.
Pani była miła i kiedy jej wytłumaczyłam, że robię eksperyment „bezśmiecowy”, bez mrugnięcia okiem zgodziła się, żebym własnoręcznie zapakowała sobie wędzoną makrelę do plastikowego pudełeczka.
Dostałam nawet deskę do krojenia i nóż, żebym mogła sobie makrelę przekroić, coby weszła do pudełeczka.
Potem poprosiłam o świeże filety z dorsza i niestety nie udało się uniknąć użycia „foliówki”. W efekcie wylądowała w słoiku razem z dorszem. Trudno, muszę poszukać sposobu na wybieranie i nakładanie towarów do własnych opakowań. Może będę nosić ze sobą szczypce?
Przeszliśmy do sąsiedniego stoiska, którego właściciel obserwował nas przy rybach, więc nie był zdziwiony moimi wymysłami z pakowaniem.
Od razu powiedziałam, że nie chcę foliówek, bo robię eksperyment „bezśmieciowy”. Poszło gładko. Malinki co prawda w nabyłam nowych rynienkach, ale do starych „poszły” porzeczki, zaś do papierowej torebki – czereśnie. Pan wytarował też wagę. Jajka zostały zapakowane w wytłaczankę od sprzedawcy, bo niestety zapomniałam swojej.
Na kolejnych stoiskach kupowałam warzywa.
Najpierw oczywiście uśmiech i wyjaśnienia, że robię eksperyment (znowu). No i jak z płatka: ziemniaki do papierowej torby, na to kalafior. Do drugiej papierowej torby – ogórki i zestaw do kiszenia. Do siatki od prania – kalarepki i banany.
Czas na mięsko.
Pierś z kurczaka udało nam się wraz ze sprzedawczynią wcisnąć do słoja. Niestety, „foliówka” znów została użyta jako rękawiczka (kupić szczypce!). Pani wspaniałomyślnie zapewniła, że wykorzysta ją ponownie.
Na koniec zakupiłam pieczywo, który wylądowało w wielkim bawełnianym worku.
Podsumowując. Przy zakupach „bezśmieciowych” niezbędne są:
-
Zestaw zakupowy, czyli ZZ
-
Uśmiech
-
Otwartość do opowiedzenia o eksperymencie „zero waste”
-
Brak pośpiechu
-
Unikanie zakupów w godzinach szczytu
A na zakończenie – podaję pełen (przynajmniej na razie) skład ZZ spożywczego „bazarkowego”:
- Torba na kółkach
- Torby papierowe
- Torby siatkowe (np. od prania albo uszyte z firanki)
- Worek bawełniany do chleba (można zszyć dwie kuchenne ściereczki albo pieluszki tetrowe albo użyć bawełnianej poszewki na poduszkę)
- Koszyczki, łubianki, tekturowe pojemniczki po drobnych owocach
- Słoiki lub blaszane pudełka na mięso, wędliny i ryby
- Butelki szklane lub słoiki na mleko
- Ewentualnie plastikowe pudełeczka do żywności (o ile je mamy)
- Szczypce drewniane lub metalowe do wybierania i nakładania ryb i mięsa
- Metalowe puszki na herbatę i kawę
- Starsze dzieci do pomocy przy noszeniu koszyczków i siatek (nie ma się co śmiać!).
Muszę przyznać, że na bazarku spodziewałam się więcej dziwnych uśmieszków i narzekania na swoje fanaberie. A spotkałam się z dużym zrozumieniem i wręcz akceptacją.
Usłyszałam takie stwierdzenia:
„Też już mam dość tych foliowych toreb, tyle się tego wyrzuca.”
„A wie Pani, dawniej to wszystko w papier się pakowało.” Taaak, pamiętam.
Tego dnia zapomnieliśmy o zabraniu szklanych butelek na mleko z mlekomatu, ale nazajutrz kupiliśmy dwa litry i dzieci miały z tym ubaw. W domu nastawiłam garnuszek na jogurt (kupiłam jedną Bakomę) oraz garnuszek na zsiadłe.
super!
Już wcześniej słyszałam o tym eksperymencie. Myślę, że czas zacząć praktykę. Dzięki wielkie za inspirację.