Jak zrobić pesto z liści rzodkiewki?

Jedna z czytelniczek prosiła, bym pochwaliła się, jak robię pesto z rzodkiewki. Proszę bardzo!

Ponieważ zazwyczaj liście rzodkiewki wyrzucałam, nie zwracałam specjalnie uwagi na to, jak wygądają. Kiedy jednak działając w duchu zero waste postanowiłam zrobić z nich pesto, przy zakupach zwróciłam uwagę na to, żeby liście rzodkiewek były ładne, jędrne i świeże.

Umyłam je dokładnie, zblendowałam z pestkami słonecznika (można je wcześniej podprażyć, ale ja tego nie zrobiłam) i utartym cheddarem. Można użyć też innego sera – ja akurat miałam cheddar.

Podczas blendowania wlewałam oliwę z oliwek. Nie potrafię powiedzieć, jaką ilość oliwy wlałam, bo robiłam to „na oko”. Patrzyłam na konsystencję powstającego pesto i jak było już aksamitne, to znaczyło – że jest dobre.

Do smaku doprawiłam je solą. I to wszystko!

Pesto ma niesamowity zapach, niepodobny do niczego znanego mi wcześniej. Rzodkiewki przecież właściwie nie pachną, prawda? Za to ich zmiksowane liście mają bardzo intensywny, ciekawy zapach. Pesto jest dzięki temu apetycznie aromatyczne. Jest też trochę pikantne. Co mnie osobiście urzekło, to fakt, że ma śliczny świeżozielony kolor.

Za pierwszym razem zrobiłam to pesto bez pestek słonecznika, bo akurat nie miałam ich w domu. Też było dobre. Wydaje mi się, że bez problemu można eksperymentować z dodatkami, na przykład zamiast słonecznika dodać pestki z dyni, może ziarna sezamu, siemię lniane? Kto lubi eksprymenty smakowe, ma tutaj pole do popisu.

Ponieważ nie zużyliśmy całego pesto do spaghetti, nazajutrz rano posmarowałam sobie nim chlebek. Smakował pysznie.

Naprawdę zachęcam Was do spróbowania pesto z liści rzodkiewki.

Być może nie wszystkim przypadnie do gustu, bo nie jest to coś, do czego przywykliśmy, a jak wiadomo z „Rejsu”, podobają nam się te piosenki, które znamy, ale… a nóż widelec?

Smacznego!

Ps Co można zrobić z innych liści, które często niestety lądują w koszu, przeczytacie tutaj.

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża, mama dwóch nastolatków i jednej córeczki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię robić na drutach i szydełkować, ale jeszcze bardziej – pisać. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *