Pamiętacie pięć zasad „zero waste”? Ich kolejność nie jest przypadkowa i nie chodzi tu o gradację ważności, tylko o kolejność działania – niedziałania.
1. Odmawiaj
2. Redukuj
3. Użyj ponownie
4. Przetwarzaj i przerabiaj
5. Kompostuj
Na naszym polskim poletku praktycy „zero waste” wymyślili dodatkowe dwie zasady: naprawiaj i pożyczaj.
Mimo że kompostowanie jest na piątym, ostatnim miejscu, uważam że jest najważniejsze. Jest podstawą, bazą, ziemią, gruntem, nomen omen.
Jasne, kolejność jest ważna – najpierw odmawiamy i redukujemy, czyli zmierzamy do pewnego minimalizmu, który rozumiem jako utrzymywanie w ryzach swoich zapędów konsumpcjonistycznych (nie musimy mieć co roku nowego smartfona czy co miesiąc nowych spodni). Ewentualnie pożyczamy.
W drugiej kolejności zastanawiamy się, co możemy zrobić z tym co już mamy, czyli albo używamy ponownie (tutaj ważne jest pamiętanie o tym, żeby kupować/używać rzeczy trwałych, nie jednorazowych) albo przetwarzamy, przerabiamy lub naprawiamy.
Na koniec – jeśli mimo zastosowania pierwszych dwóch kroków jakieś odpadki nam zostają – kompostujemy je.
Oczywiście opisana przeze mnie strategia trzech kroków zakłada optymistycznie i idealistycznie, że zostaną nam tylko śmieci nadające się do kompostowania. Tak byłoby idealnie. Dlatego „zero waste” nazywam ideą. Ideałem, do którego staramy się dążyć. Pamiętając przy tym, że są w życiu inne, istotniejsze ideały!
No dobrze, ale dlaczego kompostowanie uważam za zasadę podstawową, najważniejszą?
Dlatego, że kiedy zaczęłam kompostować, zawartość naszego kosza na śmieci zmniejszyła swoje rozmiary o co najmniej 50%.
Dlatego, że wyrzucanie na śmietnik czegoś, co może stać się cennym nawozem, to nieprawdopodobne marnotrawstwo.
Dlatego, że fajnie mieć kosz na śmieci, w którym nic nie śmierdzi i nie cieknie (co prawda w zamian za to ma się wiaderko bokashi, które po otwarciu nie pachnie różami, ale to już inna para kaloszy – zresztą niezbyt ładnie pachnących, jak się domyślacie).
No jeszcze raz dobrze, ale dlaczego zasada „zero waste” staje się jednym z zadań – małych kroków?
Wymyśliłam wyzwanie Rok Bez Marnotrawstwa, bo słyszałam głosy (spokojnie, nie mam shizofrenii): „Fajnie, że piszesz o zero waste, bardzo to ciekawe i chciałabym wprowadzić to w życie, ale nie wiem jak zacząć, co konkretnie robić?”
Założeniem tego wyzwania jest metoda małych kroków, drobnych zmian które zadziałają jak lawina. Które sprawią, że zarazimy ideą zero waste innych ludzi.
Małe kroki małymi krokami, ale… co jakiś czas warto zrobić ten większy krok, prawda?
Dlatego zadanie dziesiąte brzmi: #10 Kompostuj!
Czy domyślacie się już, jakie będą zadania #20, #30, #40 i #50?
Kompostować, ale jak?
Zgodnie z zasadą „co, jak i dlaczego”, według której starałam się wyjaśniać poprzednie zadania, powinnam Wam teraz napisać, jak kompostować.
Hmmm… powiem szczerze i bez owijania w bawełnę (bawełnę „fair trade”, ma się rozumieć) – nie chce mi się. Bo: po pierwsze, napisano na ten temat ocean słów, artykułów i łatwo sobie wszystko wyguglać. Po drugie, sama napisałam na ten temat kilka artykułów w ramach cyklu „Odśmiecownia”.
Ponadto, niestety, moja przygoda z kompostowaniem nie zakończyła się sukcesem. Ale podkreślam – nie zakończyła się! Chociaż chwilowo zaprzestałam kompostowania z różnych powodów, o których nie będę się rozpisywała, to nie zamierzam się poddać.
Jeśli potrzebujecie wyjaśnień i inspiracji co do kompostowania:
O przebiegu mojej przygody z kompostem pisałam tu i tu i tu oraz tu.
O tym, jak kompostować, przeczytacie z kolei w linkach zewnętrznych, które zamieściłam w zalinkowanych powyżej artykułach (albo sobie wyguglacie).
Ale żeby nie było, że jestem leń i wyganiam Was do roboty jaką niewątpliwie jest zagłębianie się w kolejne artykuły, przypominam w skrócie:
Co kompostujemy:
- Odpadki kuchenne pochodzenia roślinnego
- Liście, gałązki, zdrowe części roślin z ogrodu
- Skorupki od jajek (dobrze wysuszone i pokruszone)
- Papier makulaturowy (np. roki po papierze toaletowym)
- Popiół
Czego nie kompostujemy:
- Mięsa, kości, nabiału (chyba że chcemy mieć gości czyli lisy, szczury i inne zwierzęta)
- Odpadków kuchennych, które są spleśniałe (przyznaję że nie wiem dlaczego?)
- Chorych liści i części roślin ogrodowych (bo mogą zakazić nam ogród)
- Nasion chwastów (chyba że chcemy mieć ogródek chwastowy, a nie warzywny)
Niektóre źródła podają, że nie wolno kompostować cytrusów i bananów. Zwróćcie uwagę na słowo „niektóre” i rozważcie tę kwestię samodzielnie.
Moja teściowa na przykład twierdzi, że skórki od bananów są świetnym nawozem (a na pewno wie co mówi, bo jest doświadczonym ogrodnikiem-amatorem).
Gdzie kompostujemy:
- W ogrodzie
- Na polu
- Na balkonie
- W piwnicy
ad. 1 i 2.
Tutaj jest całkowita dowolność. Możecie mieć pryzmę, stos albo mniej czy bardziej profesjonalny kompostownik. Możecie kompostować tradycyjnie, możecie z dźdźownicami albo z mieszankami typu bokashi.
ad. 3 i 4
Tutaj mamy ograniczone pole działania. Ograniczone prawem głoszącym, że kompostownik nie większy niż 10 m3 powinien być oddalony od zabudowań mieszkalnych o co najmniej 15 metrów. Zatem jedynym rozsądnym i dostępnym na polskim rynku wyjściem dla kompostowania mieszkaniowo-balkonowo-piwnicznego jest wiaderko bokashi, przeznaczone specjalnie do mieszkań. Niektórzy (nie patrzcie tak na mnie!) idą na całość i próbują hodowli dżdżownic na własnym, domowym kompoście gromadzonym na balkonie.
Wybór należy do Was!
Ci z Was, drodzy czytelnicy, którzy mieszkają w domach z ogrodami, nie mają się nad czym zastanawiać, tylko działać.
Natomiast mieszczuchy z bloków, tacy jak ja, mają na pewno trudniej, bo kompostowanie bokashi ma swoje wady. 1. Wiaderka są dość drogie. 2. Gdy się je zapełni, trzeba znaleźć nabywcę pre-kompostu. 3. Zawartość wiaderek niezbyt przyjemnie pachnie, kiedy się je otwiera (zapach kiszonki).
Jeśli zatem nie zdecydujemy się na bokashi, pozostaje nam lobbowanie na rzecz postawienia osiedlowego kompostownika (niektórzy optymiści twierdzą, że się da) albo dowiadywanie się w kooperatywach działkowych lub po prostu w ogródkach działkowych, czy nie mają ogólnodostępnych kompostowników, na które moglibyśmy od czasu do czasu coś wrzucić.
Powodzenia!
Jeśli sądzicie, że sprawy o których piszę są ważne i godne rozpropagowania – proszę – udostępniajcie ten artykuł. Moja praca włożona w przygotowanie go będzie miała większy sens i wartość. Dziękuję!
P. s. Nie jestem partnerem handlowym firm sprzedających kompostowniki bokashi.
Można się od Ciebie wiele nauczyć. Wlasnie zamierzam zacząć moją przygodę z kompostowaniem. Zobaczymy, jakie będą skutki 🙂
Super! A gdzie będziesz kompostować, na działce czy w mieszkaniu?
Na balkonie 🙂 Właśnie zaczęłam. Jakieś rady?
A masz bokashi czy jakoś inaczej?
Mam inny, testuję kompostownik Urbalive, nie wiem, czy go kojarzysz? Taki warstwowy. Jeszcze o nim napiszę na blogu, na razie próbuję.
Nie widziałam wcześniej ale wyguglałam. Ładny. Właśnie coś takiego planuję zrobić własnym sumptem, bo ten jest jednak drogi i chyba na taką rodzinę jak nasza – za mały. Ale jestem bardzo ciekawa Twoich doświadczeń!
Jako dumna posiadaczka domu (od 1.08 tego roku) melduję, że też mam kompostownik – faktycznie ponad 50% odpadów domowych to śmieci organiczne. Przez lata mieszkania w mieście strasznie mi brakowało możliwości kompostowana resztek jedzenia.
Ech, dobrze masz z tym domem 🙂 To znaczy przeprowadzka niedawno była?
Tak, właśnie od początku sierpnia. I mam dobrze, choć kilka lat temu nie pomyślałabym nawet o tym, żeby wyjeżdżać z Krakowa. Ale po urodzeniu dziecka optyka się zmieniła – wytrzymałam 2 roku z często chorym dzieckiem, drogim żłobkiem i perspektywą siedzenia w domu przy chorym dziecku i pracy w nocy (własna firma) lub płaceniu niani (a za żłobek i tak trzeba było płacić). Ale ponieważ nie należymy z mężem do osób, które twierdzą, że nic się nie da zmienić w życiu – podjęliśmy decyzję i po 1,5 roku mieszkamy w domu 🙂 Z pieskiem.
Miłego mieszkania w domu Wam życzę, pewnie że z dziećmi lepiej, ogródek pod bokiem to i pracować przy nich możesz.