Co zrobiłam lub planuję zrobić w kwestii zmniejszenia „produkcji” śmieci w łazience?
Łazienka generuje śmieci lub marnotrawstwo trojakiego rodzaju:
- Związane z higieną osobistą
- Związane ze sprzątaniem
- Związane ze zużyciem wody (dotyczy to też kuchni, rzecz jasna)
Dzisiaj zajmę się punktem pierwszym, czyli higieną osobistą.
Pierwszą bodaj rzeczą, jaką zrobiłam w tej sprawie, jest rezygnacja z szamponów i mydeł w płynie.
Mówię tu o sobie samej. Męża nie terroryzuję, dzieciom proponuję i sugeruję.
Ponieważ dzięki Ciociom z Francji, które przyjeżdżając do Polski lubiły obdarowywać nas mydłem marsylskim, miałam spory jego zapas, postanowiłam go wykorzystać. Ostatnie butelki po szamponie i mydle w płynie (mojej ulubionej dotychczas marki Ziaja) zostawiłam sobie na pamiątkę jako „przydasie”. Okres przejściowy trwał około trzy miesiące, a teraz używam tylko mydła marsylskiego na zmianę z mydłem z Aleppo (na stronie cudownediety.blogspot.com jest bardzo ciekawy artykuł na temat produkcji tego mydła).
Do mycia głowy nadają się znakomicie oba mydła, trzeba tylko pamiętać aby wypłukać włosy czymś kwaśnym.
Trzymam w łazience półlitrowy blaszany dzbanek i butelkę z octem – nalewam do dzbanka odrobinę (objętość łyżki stołowej) octu, dopełniam wodą i płuczę głowę.
Jeśli mam resztki cytryn (pozostałe po wodzie do picia, do której dodajemy plasterki cytryny do smaku), wrzucam je do butelki, zalewam wodą i hop do lodówki. Później buteleczkę z takim płynem do płukania włosów zabieram rano do łazienki.
Włosy po takiej płukance są mięciutkie. Uprzedzam jednak, że przejście z szamponu na mydło nie jest łatwe. Początkowo po umyciu mydłem – trwało to około dwóch tygodni – włosy wydawały się wciąż tłuste. Dlaczego tak się dzieje? Ciekawie wyjaśnia to Agnieszka z bloga www.kaila.pl. Podaje też inne domowe sposoby mycia włosów.
Jeśli chodzi o mycie ciała, tak się przyzwyczaiłam do tych prostych mydeł, że razi mnie intensywność zapachu mydła w płynie, którego nadal używa mąż. Dzieci mają jeszcze specjalny olejek do mycia skóry atopowej, ale to już najprawdopodobniej ostatni, jaki im kupiłam.
Z dezodorantu zrezygnowałam na rzecz ałunu w kamieniu.
Sprawdza mi się dobrze, ale mam w planach wypróbowanie dezodorantu z sody oczyszczonej i oleju kokosowego (dużo przepisów na dezodoranty znajdziecie na Ulicy Ekologicznej).
Kupna pasta do zębów jest u nas nadal w użyciu, ale próbowałam już myć zęby mieszanką oleju kokosowego i sody oczyszczonej – wrażenie całkiem miłe, choć bez posmaku mięty.
Aby taki smak uzyskać, można dodać kilka kroplu olejku miętowego. Kiedy uda mi się taki kupić, wypróbuję tę pastę na dzieciach. (Tutaj znalazłam na nią przepis.)
Olej kokosowy zakupiłam z myślą zastąpienia nim kremów do twarzy i ciała, jednak ponieważ jeszcze nie skończyły mi się kremy „sklepowe”, nie zadałam sobie trudu wyszukania jakiejś receptury.
Sam olej wydaje mi się za słaby jako krem. Wiem, że można kupić kremy do ciała na wagę, np. w Pięknej Helenie, ale nie widziałam nigdzie kremów specjalistycznych, do twarzy. Najfajniej byłoby, gdyby moja ulubiona Ziaja zaczęła sprzedawać kremy „na wagę”. Może do nich napiszę w tej sprawie?
Kosmetyki kolorowe to coś, czego używałam zawsze sporadycznie i niechętnie, więc w zasadzie nie mam o czym pisać.
Mam w toaletce zestaw obowiązkowy, czyli tusz, podkład, puder i cienie do powiek i są to pewnie moje ostatnie egzemplarze – do „wykończenia”.
W łazience zużywamy też dużo produktów jednorazowych. Są to: papier toaletowy, patyczki do uszu, podpaski i wkładki higieniczne, golarki jednorazowe.
Co do papieru toaletowego – nie wyobrażam sobie rezygnacji z niego, choć gybyśmy mieli bidet – może rozważyłabym tę opcję.
Zdecydowałam się na kupowanie papieru tzw. ekologicznego, szarego. O dziwo, choć nie wygląda tak ładnie jak biały, jest całkiem miękki i miły i rolki wystarczają na dłużej (jest cieńszy więc więcej się go mieści w rolce).
Patyczki do uszu to moje ulubione akcesorium, więc ciężko mi z niego zrezygnować, ale wypróbowałam już opcję pt.: mały palec owinięty w pieluszkę tetrową.
Na pewno jest to bezpieczniejsze dla uszu niż patyczki (zresztą tak naprawdę one wcale nie są do uszu!), więc będę obmyślać logistykę tego rozwiązania (małe kawałeczki tetry w koszyczku i drugi koszyczek na zużyte/zabrudzone?).
Podpaski i wkładki jednorazowe można zastąpić wielorazowymi.
(Tak, tak, Babcia mi opowiadała, jak szyła sobie podpaski i wkładki. Prało się je szarym mydłem i suszyło się je na słońcu – to były czasy!). Na ceneo sprawdzicie, gdzie można je kupić.
Podpaski wiele kobiet z powodzeniem zastępuje też kubeczkiem menstruacyjnym (można takie kupić tu albo tu albo znów poszukać na ceneo).
Golarki jednorazowe są do zastąpienia przez elektryczną golarkę wielorazową albo brzytwę.
Boję się brzytwy, ale kto wie? A może namówię męża na zakup golarki elektrycznej?
No cóż, wygląda na to, że wiecie już o mnie prawie wszystko – czym myję uszy, włosy, czego używam w toalecie.
Hmmm, mam tylko nadzieję, że informacje te nie zostaną wykorzystane przeciwko mnie.