Zbliża się lato (podobno, choć coraz bardziej w to wątpię…) i sezon na pikniki i napoje chłodzące. Niektórzy z Was być może siedzą właśnie na działce (wszak zaczęła się najdłuższa majówka świata), opalają się i sączą drinki?
No dobrze, żarty na bok, hihihi. Tak czy siak drinki można sączyć nie tylko na działce i nie tylko pod chmurką/słoneczkiem. Można też w domu, na kanapie. Tylko proszę Was bardzo – nie sączcie tych drinków przez słomkę! A przynajmniej nie przez plastikową!
Jestem szczęściarą, której prawie rok temu udało się upolować w Tchibo słomko-łyżeczki ze stali. Chwaliłam się nimi na Instagramie. To znaczy… myślałam jeszcze do niedawna, że jestem szczęściarą, bo oto właśnie teraz, przed chwilą, zapytałam wujka Google o metalowe słomki i proszę bardzo! 166 000 wyników! Są nawet słomki szklane! Stalowe! Z wyciorkami! Do wyboru do koloru (stal też ma różne odcienie, prawda?)!
A zatem do rzeczy, czyli do zadania:
Zadanie #31 w wyzwaniu Rok Bez Marnotrawstwa brzmi: Zamień słomki jednorazowe na metalowe!
O rezygnacji z plastiku i zamienianiu jednorazówek na wielorazówki pisałam niejednokrotnie. Cała idea zero waste opiera się na rezygnacji z przedmiotów jednorazowych.
Słomki do napojów nie są niezbędne do życia, możnaby więc z nich zrezygnować w ogóle. Jednak czemu nie zamienić je na wielorazowe? Prawdę mówiąc, nigdy nie byłam fanką picia przez słomkę (w przeciwieństwie do naszych dzieci, które pijały namiętnie „kakałko zie śłomećką” w czasach „sprzed zero waste”). W ogóle nie jestem i nie byłam fanką smaku (a może to kwestia zapachu?) plastiku. Plastikowe sztućce, kubki, butelki i słomki. Jedzenie w zestawieniu z nimi traci walory smakowe, w moim odczuciu.
Dlatego byłam mile zaskoczona, kiedy wypróbowałam metalową słomkę. Naprawdę fajnie się przez nią pije. Smakuje dobrze, nawet lepiej niż bez słomki! (hmm, nooo, ten tego…)
Co do higieny – ja myję nasze słomko-łyżeczki w zmywarce albo ręcznie. Nie mam do nich wyciorka. Ale jeśli ktoś pije dużo koktajli owocowo-warzywno-mlecznych, może warto wyciorek mieć i używać.
Osobną kwestią jest używanie słomek poza domem – w restauracjach, kawiarniach i innych przybytkach gastronomicznych.
Oto moje zalecenia:
- Rezygnujemy ze słomki podawanej w lokalu (należy pamiętać o poinformowaniu kelnera o tym, że nie życzymy sobie plastikowej słomki w naszym napoju!).
- Jeśli nie umiemy (nie chcemy, nie lubimy) pić bez słomki, a mimo to chcemy i lubimy być zero waste, na fali i w ogóle à la mode i au courant – nosimy ze sobą własną metalową słomkę, zawiniętą we własną materiałową serwetkę lub zapakowaną we własoręcznie uszyty materiałowy przybornik (który też pokazywałam na Instagramie, i którego dotąd sobie nie uszyłam…).
Mam taką refleksję – dygresję. Często słyszę (nawet we własnej głowie), że zamienianie jednorazówek na wielorazówki jest kosztowne. Że w ostatecznym rozrachunku się nie opłaca.
Jest to oczywiście temat na cały osobny artykuł, analizę wręcz, ale choć krótko tutaj napomknę. No bo popatrzcie. Opakowanie 200 plastikowych słomek kosztuje ok. 5 zł (Ikea). Cztery metalowe słomki kosztują ok. 30 zł (sklepy internetowe). Za 30 złotych możemy więc kupić 6 opakowań po 200 słomek, co daje nam w sumie 1200 słomek. Jeśli jesteśmy czteroosobową rodziną i używamy codziennie po jednej słomce na głowę, daje nam to 365 x 4 = 1460 słomek rocznie. Czyli ponad 7 opakowań, czyli ok 35 zł. Czyli zakup czterech metalowych słomek „zwraca się” po roku.
– Ale, ale… – powie ktoś. – Przecież cztery metalowe słomki to za mało. Bo co, jeśli będę miał gości? Muszę mieć co najmniej dwa opakowania po 4 słomki. A jeśli używam słomek sporadycznie, tylko przy specjalnych okazjach, to taki zakup mi się nie opłaca. Taniej wyjdzie kupić opakowanie jednorazówek.
Prawda. Taniej. W dodatku jeśli używamy słomek sporadycznie, to nawet bardzo nimi nie naśmiecimy.
Ale ileś tam milionów ludzi, używających słomek sporadycznie, naśmieci nimi już niemało. Niemało – to mało powiedziane! W dodatku, kiedy kupujemy jednorazowe słomki, dajemy ich poducentom i sprzedawcom komunikat: „Lubię plastikowe słomki. Będę je kupować. Produkujcie je! Sprzedawajcie!”. Mówiła o tym Bea Johnson w moim wywiadzie i bardzo do mnie ten argument przemawia.
Gdybym była ortodoksem zero waste, napisałabym Wam:
Albo słomki metalowe (jeśli naprawdę ich potrzebujecie i używacie) – albo żadne (jeśli używacie ich sporadycznie, to równie dobrze możecie z nich zrezygnować)!
Hę?! A jednak to napisałam! Co Wy na to?
Dostałam kiedyś od siostry kubek ze słomką (co prawda gruby plastik,no ale…) i zakochałam się w niej! Jedynie problemem jest mycie jej w środku. Szczoteczki do mycia bombili są za krótkie 🙁
A co powodowało,że nie lubiłam słomek jednorazowych?Problematyczne ich wyrzucanie 😉 Zawsze gdzieś wystrzelały mi z kosza, wypadały pomiędzy szparkami kosza 😉
Hej, Gosiu! Uśmiałam się z tych słomej strzelających szparkami z kosza 🙂 A co do kubka ze słomką – rzeczywiście, nawet plastik może być zero waste, jeśli nie jest jednorazowy 🙂 No i jeszcze jeśli ma szansę po skończeniu żywota iść do recyklingu, to juz byłoby super. Jednak z myciem tego plastikowego ustrojstwa rzeczywiście jest problem, zawsze mialam wrazenie że jakoś „zachodzą” brudem. Te stalowe nawet po myciu w zmywarce są czyste, stal jakoś lepiej się domywa. No chyba że nie widzę? 😉 Co też możliwe 🙂
Ja od słomek kompletnie się odzwyczaiłam. Da się? Da! ; )
Yes!!! Da się 🙂 🙂 Słomki są dla małych dzieci (no dobra, czasem i dla dużych…) 🙂
Myślę, że największą zmianę zrobi, jeśli wszyscy będziemy wymagać od restauracji i barów, żeby nie podawali nam napojów z plastikowymi słomkami albo nosili ze sobą swoje, metalowe, o których piszesz. Niestety, niektórzy kelnerzy nie rozumieją, po co się odmawia słomki. Miałam ostatnio taką sytuację, w której poprosiłam o sok owocowo-warzywny bez słomki, dostałam jednak plastikowa rurkę wpakowaną do szklanki, po czym pani kelnerka przyniosła talerzyk, na który poprosiła, bym słomkę wyłożyła – bo przecież chciałam bez słomki. (sic!) Taka słomka nawet nie zostanie użyta ponownie!
O rety! Ręce opadają. Faktycznie najgorszy jest ten kompletny brak świadomości ludzi. Zupełnie nie rozumieją, dlaczego ktoś nie chce śmieci! Co więcej, myślę, ze nawet nie uświadamiają sobie, że to coś, to SĄ ŚMIECI! Mam tak często kiedy odmawiam pakowania mi np, mięsa w folię. Sprzedawcy myślą, ze ja chcę jak najwięcej tej folii i są wybici z pantałyku kiedy mówię że nie chcę wcale. Burzy im to ich wizję świata 🙂 Pozdrawiam Kasiu!
W domu tylko dziecko chce słomki – spróbuję go przekonać do metalowej (ostatnio weszliśmy już w taki etap, że chce mieć udział w decyzjach dotyczących zakupów dla niego- szok, wcześniej w ogóle go to nie interesowało).
Co do noszenia własnej słomki ze sobą – to skojarzyło mi się to z czasem rzeczpospolitej szlacheckiej, gdy panowie szlachta nosili własne sztućce 🙂
Hihi, nieźle Ci się skojarzyło 🙂 Wracamy do korzeni 🙂 Pozdrowionka!
A jak reaguja te metalowe slomki w polaczeniu z kwasami w sokach owocowych? Wydaje mi sie, ze lepsze bylyby jednak szklane…
A co zrobić ze słomkami których jeszcze nie użyliśmy a mamy w domu? wykorzystać czy wyrzucić?
Hej Kasiu! No na logikę biorąc wyrzucanie ich nie miałoby sensu, ale tak czy siak – używane czy nie, czeka je taki sam los. Czyli śmietnik. Ewentualnie recykling, ale co do tego nie mamy pewności. Ja mam też jeszcze w domu takie słomki, z czasów kiedy jeszcze nie interesowało mnie zero waste. Powoli je zużywamy, bo najmłodsza córka lubi takie gadżety. Czasem też przydają się do jakichś eksperymentów na zajęciach, na które chodzą dzieci. Więc… wykorzystaj, albo do picia albo do jakiegoś rękodzieła?