Długo wahałam się, czy umieścić olej kokosowy na liście produktów „zero waste”, a do tego dać mu główną rolę do odegrania w jednym z zadań Wyzwania Rok Bez Marnotrawstwa.
Bo z jednej strony – olej kokosowy jest miły w użyciu, uniwersalny i zdrowy. W dodatku dostępny w słoikach, a więc nie generuje śmieci na poziomie godspodarstwa domowego.
Z drugiej strony – produkuje się go za oceanem, więc musi być transportowany na duże odległości, co jest szkodliwe dla środowiska (chodzi o tak zwany ślad węglowy) i powoduje zużycie duże ilości paliwa. Spotkałam się też z opinią, że przy produkcji tego oleju powstaje dużo odpadów.
Jednak po pierwsze – transport morski jest dość tani i dość efektywnie wykorzystuje paliwa kopalne (źródło: niesamowity artykuł na stronie „ziemianarozdrożu.pl„), a w dodatku olej kokosowy nie jest jedynym i najważniejszym transportowanym zza oceanu produktem. Ludzie od zawsze sprowadzali zamorskie towary i walka z tą skłonnością to jak walka z wiatrakami (i ze śmieciami, ha, ha!).
Co do odpadów przy jego produkcji – ciężko mi było znaleźć jakąś szczegółową informację na ten temat. Trafiłam za to na trochę zabawny film z relacją z tłoczni oleju kokosowego na Filipinach i jedynymi odpadami, jakie tam widziałam, były skorupy orzechów kokosowych.
Poza tym, olej kokosowy można zrobić samemu! Oto przepis, proszę bardzo! (Jeszcze go nie wypróbowałam, więc jak coś wam z tego wyjdzie, dajcie znać.)
Jasne, że najlepiej i najzdrowiej byłoby używać tylko lokalnych produktów, ale popatrzcie na Inuitów – jedzą mięso fok i wielorybów, których mięso jest coraz bardziej skażone zanieczyszczeniami… znajdującymi się w morzach. (Źródło: Wikipedia i hasło „Inuici„)
A my? Czy rzeczywiście nasza żywność lokalna jest tak zdrowa? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi. Bo nie wiem.
Bo robiąc zakupy na bazarku czy w sklepie nie mam pewności, które jabłka czy która kapusta rosły przy drodze i są nafaszerowane ołowiem, a które rosły z dala od drogi i są… nafaszerowane syfem z niskiej emisji.
Może przesadzam, ale wydaje mi się, że żyjemy w czasach wyjątkowego chaosu informacyjnego i rozeznanie się w tym, co zdrowe dla nas i bezpieczne dla środowiska, a co nie – jest bardzo trudne.
Jedynym wyjściem jest zachowanie zdrowego rozsądku (skoro zdrowego ciała i tak nie możemy zachować) i pamiętanie o tym, że na coś musimy umrzeć – jak nie zanieczyszczona żywność czy zatrute powietrze, to wirusy i bakterie nas załatwią. Nie mówiąc o najbardziej niebezpiecznych zwierzętach, czyli ludziach, którzy zabijają się nawzajem i na wojnach i w samochodach. Nie mówiąc o starości – ta to dopiero zabija bezlitośnie.
Znów przesadzam? Takie jest życie – kończy się śmiercią i już.
Przepraszam… trochę wisielczy nastrój mnie dopadł. Te kobiece wahania nastrojów/hormonów – to wszystko ich wina!
A miałam pisać o oleju kokosowym – takim miłym, pachnącym pięknie i smakowicie, pochodzącym ze słonecznych krain! To piszę, na poprawę humoru, już, voila.
Zadanie nr 13 w wyzwaniu Rok Bez Marnotrawstwa brzmi zatem: Używaj oleju kokosowego.
Olej kokosowy jest rzeczywiście uniwersalny i może zastąpić wiele produktów, które kupowane osobno, generują mnóstwo śmieci – opakowań.
W to, ile innych śmieci i jaki ślad węglowy „produkują” te wszystkie produkty, począwszy od procesu produkcji po transport i recykling (a przy tym czy bilans wychodzi na plus dla oleju kokosowego, czy nie) nie chcę i nie umiem już wnikać… To temat na inny artykuł, a może i na innego bloga.
Dajmy więc olejowi kokosowemu szansę. Olej kokosowy do wszystkiego, do kuchni i do łazienki. W sieci znajdziecie na jego temat nieskończone ilości artykułów, choćby na portalu olej.edu.pl czy Yacool-eko.pl.
Tutaj napiszę Wam, co JA z nim robię i co mi zastępuje.
Używam go do celów kosmetycznych w postaci „saute”, prosto ze słoika, jako:
- Kremu do twarzy (obok kremu Nivea w blaszanym pudełku, o którym niechybnie będzie któreś kolejne zadanie).
- Kremu pod oczy, na szyję, do stóp i rąk (na zmianę z Nivea, jak wyżej).
- Balsamu do ciała
- Pasty do zębów
- Dezodorantu
To wszystko. Jeśli chodzi o mnie, oczywiście. Natomiast skądinąd wiem, że olej kokosowy używany bywa też jako:
- Mleczko do demakijażu
- Odżywka na włosy
- Składnik różnych, domowej roboty kosmetyków
Z dodatkiem cukru lub fusów od kawy służy za piling, z dodatkiem innych olejów (przepisy znajdziesz tutaj) – jako balsamy do ciała. Z dodatkiem sody oczyszczonej – jako dezodorant lub pasta do zębów (w tym ostatnim wariancie warto dodać ksylitol dla poprawy smaku).
Oczywiście olej, jak to olej, może być używany w kuchni.
Do gotowania i smażenia. Na surowo. Jest dobry do smażenia, bo ma wysoką temperaturę dymienia (więcej o różnych olejach tutaj, na portalu Dzieci są ważne). Jednak osobiście do smażenia i w ogóle do jedzenia używam go dość rzadko. Jestem pod tym względem patriotką i smażę na oleju rzepakowym (staram się kupować go w szklanych butelkach). Na surowo wolę oliwę, olej z pestek dyni czy lniany.
Niektórzy sądzą, że spożywanie oleju kokosowego pomaga zrzucić nadwagę (przyspiesza metabolizm).
Inni znów sądzą, że przez dużą zawartość nasyconych kwasów tłuszczowych nie jest zbyt zdrowy, a jeszcze inni, że nasycone kwasy tłuszczowe nie są znów tak niezdrowe, jak się dotychczas sądziło… Witaj zdrowy rozsądku.
Warto zwrócić uwagę, żeby kupować olej nierafinowany. Tylko taki jest pachnący i ma najlepsze właściwości. Jest też zdrowszy, ale niestety droższy. Dobrze jest to opisane w tym artykule. I w tym.
Mój słoik oleju kokosowego pochodzi z Rossmana. Kosztował 22 złote za niecałe pół litra. Na pewno taniej niż kupione osobno kremy, balsamy, pasta do zębów i dezodorant. W dodatku taki słój wystarcza naprawdę na długo. Mam go już kilka miesięcy, a zużyłam zaledwie połowę.
Jak się sprawdza?
Jako krem i balsam do ciała jest przyjemny w użyciu, bo wspaniale pachnie i łatwo się rozprowadza na skórze. Jednak w postaci stałej ma on tendecję do ześlizgiwania się z rąk i uciekania, kiedy nabierzemy go na dłonie i próbujemy nałożyć na ciało. Dlatego najpierw rozpuszczam porcję oleju w dłoniach.
Po rozsmarowaniu na ciele olej zostawia tłusty film, który nie jest widoczny (skóra nie „świeci się”), ale który może plamić, zanim się nie wchłonie. Po jego użyciu nie mam wrażenia nawilżenia, raczej jest to natłuszczenie.
Jako dezodorantu zaczęłam go używać całkiem niedawno, bo dotychczas testowałam cytrynę. I muszę powiedzieć, że olej kokosowy jest równie dobry, jak nie lepszy, od soku z cytryny, jeśli chodzi o zapobieganie brzydkim zapachom. Minusem jest tłustość oleju, która sprawia, że trzeba uważać by nie poplamić ubrania. Najlepiej po nałożeniu go na skórę odczekać trochę z ubieraniem się.
Do mycia zębów olej jest również świetny. Ma właściwości bakteriobójcze, ale tylko ten nierafinowany. Podobno wybiela zęby (jeszcze nie zauważyłam). Smakuje dobrze i jest prosty w użyciu. Biorę trochę ze słoika na palec i nakładam na szczoteczkę. Jeśli chcielibyśmy używać go nabierając szczoteczką, trzebaby ponakładać porcje oleju w małe słoiczki albo blaszane pudełeczka (np. po kremie Nivea albo pastylkach na gardło), dla każdego członka rodziny osobno.
Moi członkowie rodziny nie są jeszcze przekonani do past „zero waste”, wolą używać zwykłych, ze sklepu. Sama też nie mam zamiaru całkowicie przejść na olej kokosowy, bo myślę, że różnorodność sprawdza się nie tylko w jedzeniu.
Jestem zwolenniczką umiaru i rozsądku przede wszystkim. Także w dziedzinie zero waste.
Ciekawe, czy używacie i lubicie olej kokosowy. A może używacie do kosmetyki innych olejów? Jak Wam się sprawdzają? Piszcie śmiało w komentarzach!
Dopisek z marca 2020: finalnie (a może tymczasowo, kto wie?) zrezygnowałam z oleju kokosowego. Jako kosmetyk był uciążliwy, bo tłuścił ubrania, a w kuchni – no cóż, tutaj z powodu mojego męża, który nie znosi zapachu kokosowego. Jeśli chodzi o pastę do zębów z oleju koko, to bardzo ją lubiłam, ale odkąd kupiłam pastę w tubce aluminiowej, przestałam używać tej DIY. No i w sumie przychylam się do tego, by używać produktów lokalnych. Tak, że o.
olej kokosowy jest uzależniający 🙂
Oj tak, coraz bardziej to zauważam. Używam go dopiero od wakacji, a już nie umiem myć zębów niczym innym. Rodzynek, czyli mój dziewięcioletni syn – też 🙂
Stosowałam domową pastę do zębów z oleju kokosowego, sody i ksylitotu i niestety chyba nie jest ona dla mnie. Mam dość wrażliwe zęby i w trakcie jej stosowania mojej wrażliwe zęby przypominały mi o sobie. Może proporcja sody do reszty składników była zbyt duża?
Agato, ja też próbowałam tej pasty, ale była niesmaczna. O sodzie ostatnio dentystka mi powiedziała, że nie wolno jej za dużo/za długo używać bo podrażnia zęby. W przepisach na pastę z sody, oleju i ksylitolu znajdywanych w internecie rzeczywiście tej sody jest dużo. Moim zdaniem za dużo. A w praktyce: Od dwóch miesięcy myję zęby samym olejem, ale od tygodnia dla spokojności sumienia raz na kilka myć na szczoteczkę z olejem kokosowym nasypuję szczyptę sody lub zwykłej soli kuchennej (na zmianę). Wtedy mam wrażenie że zęby są lepiej doczyszczone.
Dzisiaj przy robieniu przyprawy piernikowej przeczytałam w internecie że Egipcjanie żuli/żują nasiona kardamonu dla świeżego oddechu. Może wypróbujemy?
Aha, olej z solą czy sodą na szczoteczce też jest niesmaczny, więc jeśli bardzo by Ci to miało przeszkadzać, możesz od czasu do czasu myć samą solą kuchenną. O ile się oczywiście zdecydujesz na tę metodę 🙂
Też korzystam z oleju kokosowego od jakichś 3 miesięcy i jestem mega zadowolona! Uwielbiam zapach włosów po myciu szamponem z olejku:)
Cocoil, jestem ciekawa jak robisz (czy kupujesz?) szampon z tego oleju?
Długo już używasz oleju zamiast kremu? Bo słyszałam, że oleje mają inne właściwości, nie nawilżają tylko odżywiają i przy dłuższym stosowaniu „zapychają” skórę więc trzeba robić przerwy w stosowaniu.
Justyno, myślę, że ponad pół roku używam olejów, ale na zmianę z kremem Nivea, takim najzwyklejszym blaszanego pudełka. Olej kokosowy zamiennie z lnianym i własnie kremem. Bo rzeczywiście, oleje nie nawilżają. Właściwie ten Nivea też jest tłusty, ale mam wrażenie że też nawilża. Ja akurat w dziedzinie kosmetyków nie jestem zbyt wymagająca 🙂
Natomiast nie wiem co to znaczy „zapychanie” skóry? Nie odczuwam niczego takiego 🙂
oleje nierafinowane to kopalnia zdrowia 🙂