Już, już miałam rozpocząć drugą edycję wyzwania Rok Bez Marnotrawstwa, po to by uaktualnić informacje zawarte w zadaniach sprzed roku albo i dwóch, kiedy zatrzymałam się przy nazwie.
Rok Bez Marnotrawstwa? A kto teraz tak mówi? Marnotrawstwo? Cóż to za staroświeckie, długaśne i trudne do wymówienia słowo?!
Kiedy wymyślałam tytuł do wyzwania, a było to ponad dwa lata temu, nie chciałam używać anglojęzycznego wyrażenia zero waste. Dlatego wymyśliłam polski odpowiednik: bez marnotrawstwa.
Teraz okazuje się, że zwrot zero waste jest powszechnie używany i nikt nie bawi się w tłumaczenia. A ja pozostanę przy mojej nazwie. Bo zwrot bez marnotrawstwa lepiej oddaje ducha idei. Nie chodzi przecież tylko (i aż!) o to, by mieć pusty kosz na śmieci i unikać plastiku. Chodzi też o to, by pamiętać o zasadach 5R.
Chodzi o to, by NIE MARNOWAĆ.
Wyrażenie bez marnotrawstwa lepiej – moim „piernikowym” zdaniem (no bo już trochę piernik jestem, ze swoim językowym konserwatyzmem i latami na karku) – niż zero waste oddaje klimat oszczędności, dbania o rzeczy, niewyrzucania starych, naprawiania ich. Ponadto nie ma w nim tego nieszczęsnego, wpędzającego we frustrację słowa zero. Jeśli już, to wolę less waste. (Ale nie będę zmieniać wszystkich artykułów na blogu, o nie!)
Co do zero waste, to czy nie jest trochę tak, że ta tak modnie i zachodnio brzmiąco nazwa nastraja nas do tego, żeby tak modnie i zachodnio wyposażyć się różne fajne, modne i zachodnie oczywiście, gadżety? Żeby chodzić do kawiarni #zwłasnymkubkiem, który musi być modny i… wiadomo.
Broń Boże! Nie potępiam akcji #zwłasnymkubkiem, wręcz przeciwnie! Cześć i chwała dziewczynom z Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste, które ją wymyśliły. I fajnie, że przyciąga młodzież, i fajnie, że jest modna. (A jednak nie jestem aż taki piernik skoro użyłam słowa fajnie, i to dwa razy. A może właśnie jestem… bo powinnam użyć słowa mega albo wypas?)
Chodzi mi tylko o to, żeby się nie zapomnieć i nie zatracić.
Bo rynek rewelacyjnie podchwycił modę na zero waste. Wystarczy popatrzeć na Instagram. No i dobrze. O to chodzi, żeby rynek odpowiadał na potrzeby klientów. Tylko bądźmy ostrożni, i nie dajmy się nabijać w zerołejstową butelkę (szklaną oczywiście, nie plastikową!), i nie dajmy sobie wmówić, że potrzebujemy czegoś, czego nie potrzebujemy!
Bo przecież #zwłasnymkubkiem oznacza równie dobrze #zwłasnymtermosem. Albo #zwłasnymblaszanymkubkiem. Bo czemu nie? (Sama nie jestem bez grzechu, mając na stanie trzy kubki termiczne, dwa małe termosy i jeden duży, oraz cztery metalowe bidony na wodę. Ale o tym jeszcze kiedy indziej napiszę.)
Bo przecież dbanie o ciało w stylu zero waste nie oznacza, że mam kupić mydło, mydło do włosów, kostkę-balsam do włosów, krem do twarzy i balsam do ciała w jakichś niszowych, wyczajonych na instagramie sklepach. I każdą z tych rzeczy zamówić przez internet, osobno, bo nie zawsze da się wszystko w jednym. Albo że mam zakupić ingrediencje (też osobno, przez internet, bo się nie da) do zrobienia tych wszystkich mydeł i kremów i zrobić je sobie sama. (Tak, tutaj też nie jestem bez grzechu…)
A dbanie o jedzenie w stylu zero waste nie oznacza, że mam kupować czekoladę na wagę, w manufakturze czekolady (mniam, jest przepyszna!), do swoich pojemników, za cenę dwa razy wyższą niż normalnie. (Oj tak, czekolada to moja słabość.)
No bo to wszystko nie jest oszczędne.
Oczywiście, dobry kubek termiczny posłuży nam długo, ale moje doświadczenie mówi, że lepszy jest dobry termos. Dobre kosmetyki z dobrym składem, produkowane przez pasjonatów są rewelacyjne, ale niestety drogie. Dobra czekolada też jest, no nie muszę Wam tłumaczyć – jest po prostu dobra, ale… droga.
I tutaj przypominamy sobie zasady zero waste numer 1. i 2. Czyli refuse i reduce. Czyli bądź minimalistą.
Bądź minimalistą na miarę swoich możliwości. Nie namawiam do radykalizmu, bo nie jest dobry. Namawiam do tego, by rozsądnie i oszczędnie żyć tak, by być w zgodzie ze sobą, swoją rodziną i portfelem.
Dlatego druga edycja wyzwania Rok Bez Marnotrawstwa odbędzie się pod hasłem #oszczędzanie i #ZeroMarnotrawstwa. Będzie to też wyzwanie dla mnie, znów. Bo do wznowienia wyzwania mobilizują mnie dwie rzeczy:
- Potrzeba aktualizacji opisów wszystkich zadań.
- Potrzeba mojej osobistej, ponownej mobilizacji do podjęcia ich na nowo. Z innym, mniej hurraoptymistycznym nastawieniem, a jednocześnie z nastawieniem na oszczędność.
Zapraszam Was do śledzenia moich poczynań i do udziału w tym kolejnym wyzwaniu.
52 kroki do życia zero waste albo Rok Bez Marnotrawstwa, edycja druga – start!
Myślę, że artykuły o wyzwaniu Rok Bez Marnotrawstwa będę publikować co dwa tygodnie (będą więc po dwa zadania na raz), na zmianę z artykułami o edukacji domowej i rodzinie (nie będę już obiecywać, że będą to wtorki, środy czy czwartki, bo zawsze jak obiecam, to akurat ktoś w rodzinie zachoruje albo wyląduje w szpitalu albo nagle mam przypływ zapału na coś innego niż blog albo mam odpływ zapału na cokolwiek i nie daję rady dotrzymać obietnicy).
Do miłego przeczytania!
Kornelia, przyłączam się do Ciebie. Już kupiłam warzyworki:) Czyli wydałam pieniądze…ale mam nadzieję, że zupełnie z mojego domu znikną foliówki. Bardzo bym tego chciała…Co do wody z kranu…czy ona jest dobra dla zdrowia? Muszę to sprawdzić jak mamy we Wrocławiu.
Moniko, powodzenia! Może dowiesz się czegoś w przedsiębiorstwie wodociagowym? U nas w Warszawie np. Wodociagi bardzo promują kranowke do picia, choć z jej smakiem bywa różnie, to wiem że dobra. Tylko te stare rury, o których pisze niżej Marta… to też może da się sprawdzić?