Żeby nie było, że tylko odśmiecam i odśmiecam i że tak mi świetnie idzie, dziś napiszę Wam o moich odśmieciowych (fajnie być słowotwórcą) porażkach.
1. Kompost, czyli o rety, co ja z tym zrobię?!
O porażce z dżdżownicami kalifornijskimi pisałam prawie dwa miesiące temu. Brak mi odwagi na powtórkę tego eksperymentu, zwłaszcza że i tak idzie zima. Optymistycznie (albo naiwnie) ufam, że sterty obierek i ogryzków gromadzonych w plastikowych (o zgrozo!) pudłach na balkonie prędzej czy później (raczej bardzo później…) zmienią się w śliczne czarne złoto, ale widząc tempo w jakim ich przybywa, obawiam się że niedługo zacznę je wyrzucać do kosza. Po prostu nie starczy na nie miejsca. Pewnie powinnam się szarpnąć i kupić te wiaderka i przyspieszacz bokashi? Wciąż trzymam się za portfel bo drogie to jest…
2. Szklane butelki, czyli niech żyją stłuczki!
Na plastik patrzę z obrzydzeniem (a fuj), poza tym to nie honor dawać dzieciom wodę w plastiku skoro się prowadzi bloga o zerołejście.
Pierwszą półlitrową butelkę z wodą stłukł Najstarszy, gdy po powrocie z wycieczki rzucił plecak na podłogę w przedpokoju. Po godzinie zauważyłam kałużę pod plecakiem. Czyszczenie szklanej miazgi z plecaka to był moment kiedy pomyślałam, że jestem wariatką.
Druga butelka była litrowa, napełniona świeżym mlekiem z mlekomatu. Postawiłam ją w kuchni. Obok stała wielka drewniana deska do krojenia (tak – stała, bo ją umyłam i suszyła się w pionie…). I nagle! Huk i brzdęk! Podczas mycia podłogi z mleka wymieszanego ze stluczonym szkłem, rozlanego po całej kuchni i pod szafkami kuchennymi, spod których musiałam wyjąć listwy, które oczywiście też musiałam umyć, pomyślałam, że jestem nierozgarniętą wariatką.
Trzecia butelka – też litrowa, z wodą – stłukła się przy wysiadaniu z samochodu. To znaczy – butelka nie wysiadała z samochodu, tylko nasza najmłodsza Gwiazda. Otworzyłam jej drzwi, a butelka – hop – sturlała się z siedzenia na podłogę w garażu. I stłukła się. Zwyczajnie, nie? Tym razem już nic nie pomyślałam (bo i po co, i tak wiadomo że jestem nierozgarniętą, nieuleczalną wariatką), tylko potulnie poleciałam do domu po zmiotkę i szufelkę.
(O tym, czym finalnie zastąpiłam te nieszczęsne szkło, przeczytacie tutaj.)
3. Zsiadłe mleko, czyli co to za kożuch?!
Mleko uparcie kupuję w mlekomacie, co oznacza że czasem przez kilka dni go w domu nie mamy, bo nikomu nie chce się iść do mlekomatu, a przecież nie kupię w kartonie, nie? Próbowałam robić przez pewien czas zsiadłe mleko, lecz tylko kilka razy je wypiliśmy. Rodzinie przeszkadza jego zapach (zalatuje sianokiszonką), w dodatku tworzy się nieapetyczny kożuch przypominający pleśń. Przyznam, że dwa półlitrowe garnuszki tego czegoś wylądowały w zlewie…
Zapach mleka z mlekomatu przeszkadza też rodzinie w zupie mlecznej, a mnie w kawie. Robię więc z niego budyń, naleśniki, zbieram śmietankę… No właśnie, kiedy raz ją ubiłam do gofrów, smakowała obrzydliwie, bo była lekko skwaśniała. Cóż, człowiek przyzwyczaił się do mleka UHT, które może trwać w stanie niezmienionym miesiącami, nawet po otwarciu. Tak więc dopóki nie nauczę się robić dobrej słodkiej śmietanki ze świeżego mleka, honor chowam do kieszeni i kupuję kartoniki uhatej.
4. Torebki po mące, czyli czy coś się w nich nie zalęgnie?
Ponieważ nie znalazłam sklepu (pewnie słabo szukam) w którym mogłabym kupić mąkę do swoich opakowań, w normalnej cenie (w Nagich z Natury, sklepie ekologicznym bezopakowaniowym kilogram pszennej kosztuje 7 zł…), kupuję ją w kilogramowych woreczkach. Mąki u nas idzie naprawdę sporo, więc tych woreczków uzberałam, oj uzbierałam. Czasem jakąś kanapkę w nie zapakuję, czasem coś innego, ale ich stosik rośnie podobnie jak mój niepokój, czy czasem nie zalęgną się w tych woreczkach jakieś zwierzątka?
Zatem podjęłam decyzję – woreczki pojadą na makulaturę.
5. Zmywak ze sznurka, czyli do czego to właściwie ma służyć?
Wyczytałam gdzieś, że bezśmieciowcy robią sobie ekologiczne, kompostowalne zmywaki-skrobaki do garnków ze sznurka. Skoro umiem wyszydełkować czapkę, szalik i breloczek to mogę sobie wyszydełkować zmywak, nie? Zrobiłam więc cudo, jak na zdjęciu ilustrującym niniejszy tekst (powyżej).
Super, tylko dlaczego nic nie mogę tym umyć? Zmywak nie dość, że nie zmywa, to jeszcze paskudnie się brudzi przy próbie używania i muszę go prać w zmywarce. Uff!
Teraz czekam na Wasze pouczenia i rady!
P. s. 1. A jednak kupiłam zestaw do kompostowania bokashi!
P.s. 2. O innych moich niepowodzeniach i dylematach przeczytacie w tych artykułach:
1. Dylematy zero waste czyli jak tu nie śmiecić
2. Mała stabilizacja czy kolejne niepowodzenia
3. Refleksje poświąteczne na temat eksperymentu zero waste
4. Po co mi ten eksperyment zero śmieci
5. Wiosenne porządki w Odśmiecowni
6. Trochę mi się odechciewa, ale robię postępy
7. Rachunku sumienia w sprawie „listy zero waste” ciąg dalszy
Szukałam czegoś na temat mleka i Masajów i znalazłam taki artykuł:
http://www.zuzu.pl/weganizm/cał-prawda-o-piciu-mleka-spożywaniu-produktów-mlecznych
Strasznie długi tekst, przejrzałam tylko i aż mi skóra ścierpła. Brrrr, straszne to mleko, rzeczywiście trza się nad piciem zastanowić.
O mleku coraz częściej słyszę, że niezdrowe. Jednak dawniej zawsze mówiono, że surowe niezdrowe, a już przetworzone – czyli kwaśne itp. – jest ok. Teraz czasem słyszę głosy takie jak Twój. Pewnie jest w tym sporo racji, ale np. Masajowie żywią się głównie mlekiem i chyba mają sie nieźle… ale rzeczywiście, żaden ssak oprócz nas nie pije jako dorosły mleka. No cóż, nie robi teź wielu innych rzeczy jakie my robimy 🙂 nie gotuje, nie smaży, nie piecze :-))
Hi, hi, bukłak lub tykwa brzmi odlotowo :-)Pseudo-druciak wisi dla ozdoby a używam faktycznie szczotki, plastikowej, dawno temu kupionej.
Planowałam oczywiście uszyć fajne pokrowce na butelki, ale wciąż nie mogę się za to zabrać. Myślałam żeby wyłożyc w środku flizeliną a nie tekturą. No to się już z tych pokrowców nie wywinę :-))
Oj tak, twarożek muszę zrobić, własnie odkryłam, że nie muszę nastawiać na zsiadłe bo sobie kwaśnieje normalnie w butelce w lodówce i nie ma kożucha. Parę razy takie skwaśniałe dodałam do racuszków z jabłkiem i super są. Dziękuję Marto z przepis na serek, moja Mama czasem robiła podobny w specjalnie zszytej w rożek ściereczce.
Dziękuję Joanno za odzew. Proszę Cię jeszcze o podpowiedź – co może spowolnić proces kompostowania? Ja podsypuję trochę proszkiem-starterem do kompostu i nie wrzucam mięsa.
Co do mleka to rzeczywiście normalnie nie pijemy, ale owsiankę na mleku rodzinka polubiła i…odlubiła, bo nie kupuję mleka w sklepie 🙂 w sumie może i dobrze, bo surowe mleko zbyt zdrowe nie jest. A owsianka nawet lepsza z owocami i miodem. Ale naleśniki, gofry itp. to koniecznie z mlekiem, tyle że wtedy problem zapachu odpada.
Zastanawiam się jeszcze nad dźdźownicami, bo dzieci miałyby frajdę, ale musiałabym wykombinować jakieś takie piętrowe pudełka z dziurami czy coś (tak podaja w internetach…). Pozdrawiam!
A zamiast pseudo-druciaka może drewniana szczota z włosiem z dzika?
Jeśli chodzi o mleko to doradzam zastanowić się na rezygnacją z niego. Nabiał bardziej nam szkodzi niż służy (np. zaburza gospodarkę wapniową w organizmie i zwiększa prawdopodobieństwo osteoporozy) a poza tym widział kto, żeby jakikolwiek inny dorosły ssak pił mleko? I to od innego gatunku?!
Torebki papierowe: kompost, makulatura albo wykorzystać na rozpałkę jak się ma kominek. 😛
Zamiast butelki na wodę można kupić bukłak albo tykwę. 😉 Albo nudny metalowy bidon…
Pomysł z oddawaniem torebek na makulaturę – zacny!
A na szklane butelki może uszyć trzeba szykowne tubopokrowce? Np. obszyć tubę tekturową odpowiedniej średnicy (w końcu można ją zrobić z tych papierów, które do domu się zawsze z czymś przyniesie) ściąganym sznurkiem – przy szyjce butelki – tkaninowym pokrowcem. Dla bezpieczeństwa można wnętrze wyłożyć tuby czymś miękkim. Może takie przeżyją młodzieżowy sposób transportu plecaka itp. 😉
Ja kupuję mleko w kartonie, bo używamy go tylko do kawy i mleko z mlekomatu dwa razy by nam skwaśniało, zanim byśmy je zużyli. Ale… Z zsiadłego mleka można owarzyć twaróg: mleko takie podgrzewa się powoli (można w kąpieli wodnej) sprawdzając czy na włożonej łyżce zaczynają się osadzać grudki sera – jeśli tak, to garnek z takim mlekiem trzeba teraz schłodzić wstawiając np. do zlewu z nalaną zimną wodą (tylko nie za dużo, żeby się nie nalało do garnka z serkiem). Jak się schłodzi to przelewa się toto na durszlak wyłożony lnianą ściereczką i osącza z serwatki. Ja solę lekko po wierzchu i zbieram rogi ściereczki razem i czasem za nie podwieszam, żeby lepiej odciekało. Twarożek wychodzi kremowy i pyszny, ale kwaskowy, więc nie dla wielbicieli serka typu Capri…
PS. Serwatkę niektórzy wykorzystują dodając do żurku.
Kompost, żeby się zrobil potrzebuje kilku rzeczy. Przede wszystkim czasu, więc trzeba miec dużo miejsca na gromadzenie. Po drugie potrzebuje kontaktu z naturalnymi drobnoustrojami, które powodują kompostowanie. Bez tego o kompost trudno. A jak się jeszcze wrzuca rzeczy które spowalniają ten protest to grozi katastrofą.
Mleko? Skoro nikomu nie smakuje to po co kupowac? Ja mleka prawie nie spożywam o dobrze mi z tym.
W torebkach pomoące owszem, może się coś zalęgnąć. A w dobrych sklepach kupisz mąkę pakowaną po 2-3 kg zawsze to mniej tych torebek. Aha., jak Ci do głowy przyjdą jeszcze raz dżdżownice to ona potrzebują papieru, żeby się rozmnażać.
Oj zero waste nie jest latwe! Pierwszy raz dowiedzialam sie o tym ruchu ponad pol roku temu, od tamtej pory probuje wprowadzic jego zasady we wlasne zycie. I cos mi sie wydaje, ze potrwa to jeszcze kilka dobrych lat. Nie mam jak kompostowac (wiem, ze brzmi jak wymowka i moze nawet mialabym jak gdybym sie postarala, ale co ja z wtym kompostem pozniej zrobie?! wszak mieszkam na pustyni 😀 ). Wiec odpadki organiczne to moj najwiekszy problem. Ale mam zamiar rozpoczac produkcje bulionu z zamrozonych odpadkow, podobno dobra opcja, zobaczymy 🙂
Isia, naprawdę mieszkasz na pustyni! Sprawdziłam, bo zajrzałam na Twego bloga 🙂 Ciekawe bardzo! Szkoda że dzień za krótki na czytanie tych wszystkich ciekawych blogów 🙂
Mąka najlepsza prosto z młyna 🙂 I tania! Za kg eko orkiszowej 5 zł!!!!