Pij kranówkę czyli 2. zadanie w wyzwaniu #RokBezMarnotrawstwa

Kto z Was pamięta, jak pił w szkole wodę prosto z kranu?

Piliśmy tę wodę siorbiąc jak ze źródełka. Pamiętam, że nie była zbyt smaczna, bo zapachy w toaletach szkolnych nie sprzyjały doznaniom smakowym, jednak… nie było innego wyjścia.

Rodzice nie dawali nam bidonów z wodą.

Ba! Nie dawali nam nawet butelek z wodą. Ba!!! Nawet blaszanego kubka, z którego może smakowałoby lepiej, bo możnaby wyjść z toalety i napić się w bardziej apetycznych okolicznościach przyrody.

Nasze dzieci mają lepiej, a jakże.

Noszą do szkoły (a te bezszkolne – na zajęcia i wycieczki) bidony i butelki z różnymi cudami do picia. A to soczek, a to mineralna, a to herbatka – fajnie mają, jednym słowem. Na forach internetowych wrze dyskusja: jaki bidon kupić, żeby nie przeciekał, nie śmierdział, łatwo się mył i szybko nie psuł i jeszcze żeby był z bezpiecznego dla zdrowia materiału.
I okazuje się, że takie rzeczy to tylko w Erze. Że nawet markowe i drogie bidony… śmierdzą, niedomywają się i psują. Nie wspominając o tym, że się gubią, ale to akurat nie ma związku ani z ich markowością ani ceną.

A ja chcę Wam uprościć życie.

Bo oto zadanie drugie w ramach wyzwania Zero Waste #RokBezMarnotrawstwa brzmi krótko i węzłowato:

#2 Pij kranówkę

No cóż… aż tak bardzo prosto to nie będzie.

Sorry Winnetou. Bo o ile do szkoły czy na zajęcia możemy dziecku dać kubeczek blaszany (ale będzie czad jak koledzy zobaczą dyndający u plecaka blaszany kubek!), to na wycieczkę kubek może okazać się niewystarczający. I tutaj nie mam dla Was gotowej recepty, natomiast mogę powiedzieć Wam co sądzę o różnych „transporterach wody”:

1. Bidon aluminiowy – nie mam zaufania do aluminium używanego do celów spożywczych.

2. Bidon plastikowy – tym bardziej nie mam zaufania, w dodatku najczęściej śmierdzi.

3. Butelka plastikowa z odzysku – też plastik, więc nie mam… wiadomo czego.

4. Butelka szklana – mam do niej zaufanie i jest bardzo eko tylko… nie mam zaufania do dzieci, które rzucają plecakami gdzie popadnie i nie pamiętają że mają wodę w szkle.

5. Bidon stalowy – ideał, którego szukam. Te które udaje mi się wyguglać, zazwyczaj zawierają jakieś elementy plastikowe i fakt, że w ogóle zawierają jakieś elementy sprawia, że nie podobają mi się. Bo elementy to dodatkowe mycie, a raczej niedomycie różnego rodzaju dzióbków i ustników.

A ja bym chciała prosto: butelka i nakrętka. Może pomożecie mi i sobie coś takiego znaleźć?

A zatem, wobec wielu możliwości jakie się przed nami otwierają, mamy do wyboru – butelkę szklaną i bidon stalowy.

Wobec zaś braku idealnego bidonu stalowego wybrałam aktualnie opcję – butelka szklana plus pokrowiec termiczny, chroniący butelkę nie tylko przed zmianami temperatury, ale przede wszystkim – przed stłuczeniem.

Mam trzy takie, w różnych kolorach dla każdego z dzieci.

Mieści się do nich butelka po 0,33l, więc nie jest to dużo, niestety. Myślę też, że na wycieczki w góry czy na rower wody w czymś takim byśmy nie zabrali. Bo jest ciężkie. Dlatego na takie wycieczki zabieramy zwykłe plastikowe rowerowe bidony. Dlatego – jak napisałam wcześniej – szukamy bidonu idealnego, stalowego, lekkiego.

(Aktualizacja z 17.11.2016 – większą butelkę z wodą świetnie transportuje się w… skarpecie!)

OK, sprawy kranówkowo-wyjściowe omówiłam, teraz przejdę do kranówkowo-domowych.

Tutaj sprawa jest o wiele prostsza. Mam wyjaśniać? No dobrze.

Potrzebujemy dzbanka, karafki lub butelki po winie/soku i szklanek, kieliszków do wina lub kubeczków. I wody. Z kranu. Proste, prawda?

Ale, ale… już widzę jak kręcicie nosem (pewnie nawet zaczęliście kręcić nosem już na początku tego tekstu, daj Boże – doczytaliście aż do tego miejsca), że kranówka niedobra, niesmaczna, śmierdzi chlorem i tak dalej.

No, kochani, jak chcecie być modni, eko, zero waste i zero marnotrawstwa – musicie cierpieć! Idee wymagają ofiar!

Ale nie będę taka bezlitosna i powiem Wam, że woda z kranu jest bardzo smaczna z miodem (aaa, przepraszam, to chodziło o rzepę), z plasterkiem cytryny, limonki lub pomarańczy oraz listkiem mięty. A nawet z samym listkiem mięty. I w dodatku ładnie wygląda w szklanym naczyniu na stole.

Uwielbiam widok takiego dzbanka z wodą, cytrynką i miętą.

Od razu rześko mi się robi na sercu. I przypominają mi się wyjazdy do Francji, gdzie w restauracjach ZAWSZE podaje się do jedzenia wodę z kranu (bardzo odlotowo wyglądało, gdy podawali w zielonej butelce po winie). ZA DARMO. I wciąż boli mnie serce, gdy muszę w restauracjach zamawiać wodę do picia za ciężkie pieniądze. Nie to żebym była skąpa, ale nasze dzieci jakoś wyjątkowo akurat w restauracji mają bardzo silne pragnienie… To znaczy, zawsze mają, dajmy na to przed snem im się to pragnienie bardzo nasila, ale w restauracjach – jeszcze bardziej. „Maaaamooo! Poproszę wody!” – słyszę zaraz po przekroczeniu progu restauracji.

W domu nasze dzieci radzą sobie świetnie z wodą – po prostu biorą kubek i nalewają prosto z kranu. Przyzwyczaiły się już dawno, bo nie kupujemy butelkowanej od dwóch albo trzech lat. Wyjątkiem są małe butelki kupowane w sytuacjach awaryjnych. Służą nam potem do wielokrotnego napełniania, aż się całkiem zużyją. Ale, jako się rzekło, nie mam zaufania do zestawu plastik plus woda, więc staram się całkowicie „przerzucić” na szklane plus pokrowiec. Staram się – nie myślcie sobie że ja już jestem całkiem bezśmieciowa, o nie!

(Okazuje się z czasem, że jednak termos jest wygodniejszy niż szkło. Piszę o tym w artykule z 19 marca 2017.)

No dobrze, na zakończenie podeprę się paroma cytatami na temat kranówki:

Woda z kranu posiada minerały w tym biopierwiastki takie jak wapń i magnez. Ich ilość jest zależna od miejsca np. w Warszawie: jest to ok 250 mg/l, a w Krakowie: ponad 300 mg/litr. Denerwuje Cię kamień osadzający się w czajniku? To są właśnie cenne minerały! (pijewodezkranu.org)

W większych miastach stan wody badany jest codziennie, dzięki czemu ryzyko przedostania się do naszych domów skażonej wody jest bliskie zeru. Nim woda trafi do naszych kranów, poddawana jest procesom filtracji i uzdatniania. (zdrowyportal.com)

I co? Czujecie się przekonani do kranówki?

Zachęcam Was więc do dołączania do wyzwania #RokBezMarnotrawstwa i śledzenia kolejnych artykułów z propozycjami zadań – zmian.

Możecie po prostu je realizować, możecie też opisywać swój udział w wyzwaniu na blogach, jeśli je macie. Zachęcam Was też do dołączenia do grupy Wyzwanie Zero Waste #RokBezMarnotrawstwa na Facebooku. (Edit 2020: tak! Była kiedyś taka grupa!)

Będzie też ciekawie o pożytecznie, jeśli podzielicie się Waszymi sposobami na kranówkę w komentarzach – zarówno na jej transportowanie, jak i dosmaczanie.

A jeśli uważacie, że warto ideę #RokBezMarnotrawstwa szerzyć – udostępniajcie ten artykuł! Dziękuję!

***

Dopisek z 21 lutego 2019 roku: Druga edycja wyzwania Rok Bez Marnotrawstwa wystartowała dwoma zadaniami: Kranówka i torby

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża, mama dwóch nastolatków i jednej córeczki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię robić na drutach i szydełkować, ale jeszcze bardziej – pisać. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze.

12 komentarzy

  1. Pijemy wodę z kranu i żyjemy. Poza tym mam jeszcze jedno przyzwyczajenie związane z wodą. Odlewam przegotowaną wodę, którą nie wykorzystałam do szklanki i kładę obok czajnika. Staram się nalewać tyle wody, ile potrzebuję do zaparzenia kolejnej herbaty (myślę, że to duża oszczędność, gdy dla jednaj herbaty nie gotuje się od razu 2 litrów wody). Zalewam tak mniej więcej 1/2-3/4 szklanki, a gdy się zaparzy to dolewam tą odłożoną wcześniej. Dzięki temu herbata jest od razu do picia.

  2. No dobrze. Mój starszy syn też pije wodę z kranu. Ale co ma zrobić reszta rodziny, która kocha wodę gazowaną? Próbuję sztuczek z dzbankiem/miętą etc., ale młodsze dzieci protestują. Chociaż, jak zapomnimy kupić mineralną, to piją co jest.
    Spróbujemy znowu, bo jak patrzę na stosy plastikowych butelek, które wyrzucamy…

      1. Mieszkałam (a teraz znów będę mieszkać) niedaleko producenta wody Jurajska, która jeszcze kilka lat temu sprzedawała wodę w dużych szklanych butelkach. Kojarzą mi się z dzieciństwem – tak samo jak napój Krzyś – pomarańczowy czy Grześ – cytrynowy.
        Nawet gdy piję wodę z kranu czasem po prostu mam ochotę na bąbelki. Wtedy taka woda pod ręką byłaby jak znalazł.

    1. My też latem kupujemy trochę gazowanej, bo moja rodzina potrzebuje. Ja bym się obeszła, ale nie będę terroryzować dzieci i męża 🙂 A na nowoczesne syfony szkoda mi pieniędzy, bo są drogie i zresztą mają jednorazowe naboje. Jestem zwolenniczką złotego środka i zdrowego rozsądku. Ortodoksja nie jest dobra, w żadnej dziedzinie życia 🙂 Pozdrawiam!

  3. A ja od roku mam swoją wodę gazowaną i ewentualnie inne gazowane napoje chociaż te rzadziej. Zakupiłam Soda streem. To taki nowocześniejszy syfon tyle że nabój starcza na ok 60 l wody i jest wymienny w sklepie. A woda oczywiście z kranu tyle że przefiltrowana…

    1. Cześć Magdo, ten soda streem kosztuje tyle, że się nie kalkuluje wg mnie. W sensie że woda w butelkach wyjdzie taniej, a jeśli nie pijemy jej dużo, to i zużycie plastiku nie będzie duże. No bo takie urządzenie też chyba z plastiku jest zrobione? Ale w sumie ciekawa jestem jak ci się sprawdza? Jak z dostępnością nabojów?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.