Tak jak napisałam tydzień temu, ogarnia mnie jesienne rozleniwienie.
Jednak przy trójce wiecznie głodnych dzieci i ich edukacji domowej nie mam kiedy leniuchować. Chcąc nie chcąc, ruszam się i działam.
Wczoraj na przykład ruszyłam się i zabrałam do samochodu pudło z makulaturą, zbieraną od dłuższego czasu.
Okazało się, że jest tego około czterech kilogramów – zarobiłam całe 1 zł 12 gr! Na szczęście skup mam „po drodze”.
Pan ze skupu poinformował mnie, że mogę u niego sprzedać również złom, czyli np. puszki po konserwach. Hurra! Będę mogła dzieciom znów kupić ich ukochaną kukurydzę w puszce! Niech żyje recykling!
No bo przecież „zero śmieci” to też przetwarzanie, czyli zbieranie i sprzedawanie surowców wtórnych, jak to się kiedyś ładnie nazywało.
Swoją drogą, coraz mniej wierzę w „zerośmieciowość”.
Z podziwem obserwuję działania koleżanek „z branży”, które idą w kierunku naprawdę radykalnego ograniczania generowania odpadów, ale coraz bardziej widzę, że w naszym przypadku taki radykalizm jest niemożliwy.
Nie mam na przykład odwagi, żeby u fryzjerki poprosić o zebranie swoich ściętych włosów po to, aby wyrzucić je na kompost (jeszcze bym musiała przyznać się, ze robię kompost na balkonie!). Nie mam aż takiej determinacji, żeby odmawiać rodzinie serków, jogurtów, czekolad a nawet (od wielkiego czasu do czasu) parówek, tylko dlatego że są zapakowane we wstrętne plastikowe pudełeczka tudzież osłonki. Nie mam też tym bardziej aż takiej determinacji, cierpliwości i czasu, a jakże, żeby te wszystkie serki, jogurty, czekoladki wytwarzać domowym sposobem. Nie widzę też możliwości zrezygnowania z używania flamastrów, plasteliny, papierów do rysowania, czy też kupowania czasopism.
Co się tyczy higieny, wciąż nie możemy obyć się bez jednorazowych chusteczek higienicznych, patyczków do uszu (ale wciąż mam w planach uszycie maciupkich szmatek „na palec”), płynu do naczyń i proszku do prania i zmywania (składniki na własny proszek kupione, przepisy zanotowane tylko brać i robić) oraz pasty do zębów (sodę z olejem kokosowym wypróbowałam, ale nie mam sumienia kazać rodzinie tego używać). Wciąż nie umiemy zrezygnować z zamawiania choć raz na jakiś czas jedzonka z dostawą do domu (nie mamy w okolicy żadnej babci ani cioci do której moglibyśmy się wpraszać na obiad), co wiąże się z dostawą plastikowych opakowań.
W związku z powyższym – ogłaszam – niech żyje odzysk i recykling!
Nie chcę wyrzucać – więc muszę pochomikować, pozbierać, a potem znaleźć na to chętnych lub wymyślić sposób na ponowne użycie.
1. Makulatura.
Koperty, papiery zadrukowane lub zapisane z jednej strony ląduja w pudełku pt.: „do rysowania/do notatek”.
Stare czasopisma i papierowo-tekturowe opakowania idą do pudła „na makulaturę” bądź do szuflady z materiałami plastycznymi. Mogą się przydać do różnych dzieł sztuki artystyczno-użytkowej.
Szara tektura wędruje do kompostu lub do szuflady opisanej powyżej (na makulaturę nie przyjmują).
Pudełka po butach i chusteczkach higienicznych są bardzo praktycznymi pojemnikami na różności (ubrania i bieliznę też) przechowywane w szafach.
Jednorazowe chusteczki higieniczne są dla mnie zagadką, gdyż: na kompost podobno nie bardzo, bo bielone, a na makulaturę też raczej nie, bo… zasmarkane, brudne… Może ktoś coś podpowie?
2. Szkło.
Odkąd unikam plastikowych opakowań, więcej rzeczy kupuję w szkle. Szkło się przydaje: butelki na mleko lub wodę, słoiki do przetworów i do przechowywania. Ale np.: butelki po oleju czy occie – wyrzucam do osiedlowego kontenera „na szkło”. Stłuczone naczynia też. Mam przy tym wyrzuty sumienia, bo to jednak wyrzucanie. Lepiej byłoby kupować olej i ocet z nalewaka (możemy pomarzyć, nie?) albo przynajmniej znaleźć skup szkła, prawda? I znów – podpowiedzi mile widziane.
3. Złom.
Od dziś zbieram. Oczywiście tylko w domu!
4. Plastik.
Staram się wykorzystywać to co już trafiło pod nasz dach. Plastikowe pudełka, np, po lodach czy daniach na wynos, przydają się na różne dziecięce szpargały, ludziki, figurki, klocki, mrożonki, a także jako „śniadaniówki”.
Zasadniczo plastiku unikam, ale jak się nie da, to chciałabym też zbierać i oddawać na skup. Tylko, ratunku, gdzie?!
(A propos pasty do zębów – czy tubka to plastik? Jak to recyklingować?)
5. Tkaniny, czyli ubrania.
Z tym akurat nie mamy problemu, bo ciuszki dziecięce albo puszczamy „w obieg” (do znajomych lub do domu samotnej matki), albo oddajemy do Caritasu. Dorosłe – do Caritasu. Pisałam też o kupowaniu używanych ubrań. Rzeczywiście, nie mam z tym problemu i jak trzeba, robię rundkę po ciucharniach, zresztą można tam znaleźć rzeczy lepszej jakości niż w modnych sieciówkach. Dużo ubrań nasze dzieci dostają też w spadku od znajomych i rodziny.
6. Buty.
Ze swoimi nie mam dużego problemu, bo przeważnie dają się naprawić lub odnowić. Dziecięce możnaby próbować puszczać w obieg, ale to sprawa dyskusyjna. Tak czy siak, zawsze kiedyś jakieś buty wylądują na śmietniku. Chyba żeby kupować takie nadające się na kompost… ze skóry, sznurka, tektury… Albo niezniszczalne – gumiaki!
Tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszą analizę śmieciowo-recyklingową.
Pewnie niekompletną i niekompetentną, ale proszę o wyrozumiałość – jestem jeszcze naprawdę początkująca i zielona jeśli chodzi o te „zielone” sprawy.
P.s. Zbieranie makulatury to zadanie numer 14 w wyzwaniu zero waste Rok Bez Marnotrawstwa. Z kolei do mycie zębów sprawdził mi się sam olej kokosowy (fluor jest przereklamowany, zresztą i tak chodzimy na fluoryzację do dentysty). O unikaniu plastiku również mówi jedno z zadań w wyzwaniu Rok Bez Marnotrawstwa, podobnie jak o kupowaniu używanych ubrań.
Regarding fluoriere: My dentist said that if no fluoride is used, the next thing he would recommend is xylitol. That's what I use in my toothpaste: bentonite clay, xylitol, coconut oil, peppermint essential oil. My 2.5 year old daughter loves it.
Rzeczywiście, "nurki" czy "nurkowie" (?) odgrywają ważną rolę w odśmiecaniu. Szkoda że społeczeństwo rzadko to zauważa, a wręcz ich tępi, jak to kiedyś się zdarzyło na naszym osiedlu – ktoś nadgorliwy wezwał policję do "dziadka śmietnikowego"!
Ja nie lubię też jak coś się marnuje i nie lubię nadmiarowych torebek i torebeczek. Zawsze coś zbieram do skupu – ostatnio pojechały tam stare stalowe rury po demontażu w remontowanym mieszkaniu, plus puszki AL i makulatura – powiem tak, ceny na skupie skromne w porównaniu z zeszłym rokiem. Pomijam kwestię kasy – nie o zarobek przecież chodzi. Bardziej mnie męczy "bujanie" się z tym w domu, w piwnicy i ładowaniem do auta. Na dokładkę jak wstrzelisz się w kolejkę na skupie z panami Nurkami, z który jeden dobrze zawiany awanturuje się o ceny a drugi z "tanecznym" krokiem z metalowym zdobycznym prętem kolebie się koło twojego auta – to dość drogo i nieekologicznie może się skończyć taka wyprawa. Skłonna jestem umówić się z takim panem Nurkiem i wystawić mu takie klamoty a on się nimi odpowiednio zaopiekuje lub je odniesie do utylizacji. Nurki, choć pachną i prowadzą się wątpliwie to jednak są często ludzie, którym się podwinęła noga albo sobie nie radzą w naszym społeczeństwie. Nie ma co udawać że ich nie ma albo że są zbędni – można dać im zarobić.
Tylko mała uwaga jeśli chodzi o recykling szkła: do pojemnika wyłącznie na szkło nie należy wrzucać szkła innego niż tzw. opakowania szklane (butelki i słoiki – także te po kosmetykach), bo np. szkło stołowe (szklanki itp.) czy szyby mają trochę inny skład i inną temperaturę przetapiania. Do pojemnika wyłącznie na szkło białe – tylko szkło bezbarwne się wrzuca.