Nie ma rady, trzeba zabrać się za wiosenne porządki.
Przyznam, że zimą trochę migałam się od gruntownego sprzątania, a to z racji chorób które nas nękały, a to z powodu nadmiaru zajęć pozadomowych, wreszcie: krótkich dni, zimowej senności, wczesnowiosennego zmęczenia i tak dalej, i tak dalej.
Wiosenne porządki podobno robi się przed Wielkanocą, więc owszem, zrobiłam je częściowo…
I tak się teraz zastanawiam, jak pogodzić ideę zero śmieci ze sprzątaniem?
Myśląc „wiosenne porządki”, myślę o wpuszczeniu do mieszkania świeżego powietrza, przestrzeni, opróżnieniu parapetów i półek z „przydasiów”, zrobieniu miejsca w szafkach… Ech, rozmarzyłam się…
Bo: Hołdowanie idei zero śmieci wiąże się paradoksalnie z zaśmiecaniem mieszkania.
Po kątach mieszkania, a czasem i samochodu upycham pudła z ubraniami do oddania (Caritas albo dom samotnej matki), makulaturą, plastikami i puszkami po konserwach do wywiezienia na skup. W szafkach zalegają puste słoiki (bo będę robić przetwory), plastikowe i styropianowe opakowania po daniach na wynos (bo przydadzą się na pewno!), gumki recepturki, papierowe i foliowe torebki (oczywiście tylko te czyste – do wykorzystania do mrożonek lub zamiast papieru śniadaniowego).
Bezśmieciowy pejzaż uzupełniają malownicze wiaderka do kompostu bokashi. Na kuchennym blacie stoi dumnie podręczny pojemnik na odpadki kuchenne, które później lądują w wiaderku do bokashi. Kuchnię ozdabia też pudełko z łupinami po orzeszkach pistacjowych, dla których świetne zastosowanie wymyślił Mąż. Mianowicie, po wypłukaniu z soli nadawałyby się na drenaż pod rośliny doniczkowe. Może potrzebujecie? Chętnie się podzielę. Zwłaszcza, że na balkonie mam już potłuczony kubek i talerz, które zostawiłam właśnie z przeznaczeniem na drenaż.
Na balkonie stoją też pudła z zeszłorocznym kompostem uzupełnionym solidną porcją ziemi. Dziś wysiałam w jednym z nich maciejkę, w pozostałych dwóch wysieję w maju dynię ozdobną. Ciekawe, czy coś z tego wyrośnie?
Osobny kłopot sprawiają mi rzeczy zagracające mieszkanie, związane ze stylem życia edukacyjno-domowym.
Dzieci „produkują” mnóstwo rysunków, wyklejanek, wycinanek, figurek z modeliny i plasteliny, papierowych samolocików i łódeczek, których broń Boże nie mogę wyrzucić. Dzieci nie pozwalają. Jedno dziecię, najmłodsze, nie pozwala wyrzucić rękodzielniczej gry planszowej o nazwie „Ciągle punkty”. Gra owa zapakowana jest w pudełko po butach, a składa się z kartki papieru robiącej za planszę i kilku papierowych pionków.
Choinki – ciętej jodły dziecię najmłodsze też nie pozwoliło wyrzucić. Ryczało jak bóbr (żeby kupić choinkę – też ryczało, tyle że średnie, a nie najmłodsze, i nie ryczało, tylko płakało krokodylimi łzami), że niby taka ładna, że zostawimy na drugie Święta… Co było robić, odczekałam dwa miesiące i w końcu pod nieobecność dziecięcia pocięłam sekatorem. Będzie jedlina na ognisko.
To się nazywa demokracja. Albo raczej pajdokracja.
Macie więc wspaniały obraz bałaganu, jaki panuje w naszym domu. Powinnam się wstydzić, prawda?
Ale pisałam przecież, że zabieram się za wiosenne porządki, a porządki robi się wtedy, gdy jest bałagan!
No właśnie, tylko dlaczego mam bałagan i pełno śmieci w domu, skoro jestem zerośmieciowcem? W dodatku dążącym („próbującym dążyć” pasowałoby bardziej) do minimalizmu i prostoty. Bo nie chcę tych śmieci wyrzucać do śmieci. Bo dzieci nie pozwalają wyrzucać. Zwariować można!
A przecież mogłabym mieć (w piwnicy na przykład, gdybym ją miała) pięknie, jak w katalogu IKEA, poustawiane jeden na drugim pojemniki na:
- makulaturę
- plastik
- szkło
- metal
- kompost
Po ich zapełnieniu wynosiłabym (znaczy się, chłopcy by wynosili) wszystkie te surowce wtórne do podobnych, acz duuuuuużo większych pojemników stojących w altance śmietnikowej na osiedlu. I już.
I co Wy na to?
(Dopisek z 8 marca 2018: Ha! Marzyłam i marzyłam, a okazuje się, że to jest całkiem realne! Oto wywiad z autorem systemu selektywnej zbiórki odpadów System Eko AB, który przeprowadziłam na przełomie 2017/2018 roku,)
P.s. Zapomniałam wspo-marzyć o osobnym pojemniku (a raczej pomieszczeniu) na prace, dzieła i „przydasie” naszych dzieci. Niechby sobie trzymały tam wszystko co chcą, nawet starą choinkę.
Rozglądam się dookoła. Bez edukacji domowej, bez bezśmieciowego życia… i tak straszliwy bałagan. Tak więc wiesz… ten tego… to chyba trochę zależy od charakteru… Muszę się pogodzić z tym, że nie jestem i pewnie długo jeszcze nie będę osobą uporządkowaną. Gorzej, że dzieci uczą się ode mnie 😉