Zamień długopis na wieczne pióro, czyli zadanie #12

Dzisiejsze zadanie ma związki (uwaga, będę zaśmiecać angielszczyzną!) i z zero waste, i z slow life… a tak naprawdę wynika z tego, że nigdy nie lubiłam tych tandetnych, plastikowych przedmiotów zwanych długopisami (powinno być „brzydkopisami”).

Nie ma to jak eleganckie, wieczne pióro! Nawet moje stareńkie, bezmarkowe pióro, którym pisałam maturę wygląda o wiele lepiej niż jakikolwiek plastikowy długopis. Spójrzcie tylko na zdjęcie:

Zatem zadanie nr 12 brzmi: Zamień długopis na wieczne pióro.

Powinnam dodać jeszcze: albo ołówek, bo ołówek też jest całkiem, całkiem, jeśli chodzi o bezśmieciowość. 

Nie wiem jak u Was, ale u mnie w domu nie brak długopisów. Niestety, kiedy trzeba coś nimi napisać, okazuje się, że się nie da. Bo albo wyschnięty (skuwka się gdzieś zapodziała), albo wręcz przeciwnie – rozmazuje, brudzi dłonie, kartkę i samego siebie. W takich momentach mam ochotę wszystkie te ustrojstwa wyrzucić, ale przecież „zero marnotrawstwa” zobowiązuje, prawda? I tym sposobem dożywają te długopisy swoich dni ułożone w kubku na parapecie. Kiedyś chciałam kubek zamienić na słoik (w końcu kubki są stworzone do lepszych rzeczy) i okazało się, że nie można go odczyścić z plam tuszu, którymi naznaczyły go te darmozjady. Szkodniki!

Nigdy nie umiałam ładnie pisać. Bazgrałam w szkole, bazgrzę i teraz. Choćbym nie wiem jak się starała, moje literki są koślawe i nierówne.

Jednak to cudowne urządzenie, pióro, magicznie sprawia, że piszę ładniej. Pióro nie chce, żeby pisać nim brzydko. Pióro chce, żeby literki były kształtne i gładkie. O! I potrafi dopiąć swego!

Długopis się po kartce ślizga i nie słucha dłoni, pióro – płynie z gracją. Pióro jest posłuszne i niespieszne. Długopis to tandeta, pióro to klasa.

Zaraz, zaraz, powiecie pewnie – istnieją przecież i tandetne plastikowe pióra, i długopisy z klasą.

O tandetnych plastikowych piórach nie będziemy w ogóle rozmawiać. Po pierwsze, są tandetne, po drugie, plastikowe, a po trzecie zazwyczaj nie wieczne, tylko na naboje. A wieczne pióro jest wieczne i do życia potrzebuje atramentu. Zaś długopis potrzebuje wymiennych, jednorazowych wkładów.

To jest ta różnica, która sprawia, że w walce z zaśmiecaniem świata pióro staje się naszym sprzymierzeńcem. To jest ta różnica, która sprawia, że długopis jest jak człowiek zjadający przemysłowo przetworzoną, zapakowaną w plastik żywność, a pióro… no wiecie. Świeże, kupione na targu owoce i warzywa, własnoręcznie upieczony chleb i tak dalej. Ślinka leci.

Trochę mnie zniosło w kierunku jedzenia. Mam nadzieję, że czytając nie sięgnęliście odruchowo po buteleczkę atramentu, żeby sobie łyknąć tego nieprzetworzonego jedzonka? Ach, zapomniałam, że dopiero będziecie kupować atrament i pióro. No dobrze, to podpowiem Wam co i jak z tymi zakupami.

Kiedy zdecydowałam, że mam dość długopisów i że fundnę sobie wieczne pióro, znajomy fotografik, miłośnik przyrody i wiecznych piór podsunął mi adres sklepu z pięknymi, dobrej jakości piórami. To sklep f-pen.pl. Kusiły mnie te pióra i kusiły, ale ponieważ trochę sknerowata jestem (o zgrozo!, 150 zł wydało mi się ceną za wysoką, jak na wieczne pióro…), postanowiłam poszukać tańszych piór.

Hm, niektórzy (na przykład wspomniany znajomy, Robert Dejtrowski, na którego bloga fotograficznego wchodzę, żeby zażyć piękna przyrody) znajdują wieczne pióra w kapuście, w komplecie z dziećmi:

wieczne pióro
autor zdjęcia: Robert Dejtrowski

No ale ponieważ ja kapusty nie hoduję, więc wybrałam się szukać piór w sklepie papierniczym (w supermarketach tylko te tandetne na naboje widziałam). Pan zagadnięty w papierniaku o wieczne pióro potwierdził, że tak, ma. – A ile kosztuje? – Od ośmiuset wzwyż. – ??? – Pan żartuje? – Nie.

Ponieważ mnie zatkało, zrobiłam głupią minę, podziękowałam i chciałam odejść, gdy kątem oka dojrzałam w witrynce na ladzie pióra, jakie były w użytku za moich szkolnych lat. Wiecie – plastikowe, chińskie pióra z gumowym tłoczkiem. Po bodajże trzy złote za sztukę.

I jak tu żyć? Bez pióra za co najmniej osiemset czy z piórem za trzy?

Na szczęście niebiosa przyszły mi z pomocą, bo w naszym domu, w którym o wiele łatwiej coś zgubić niż cokolwiek znaleźć, znalazłam moje stare, z czasów licealnych pióro. Marki niewiadomojakiej, ale ładne, solidne, stalowe. Dokupiłam atrament i mam. Używam. Szukam miejsca, gdzie mogłabym mu wymienić stalówkę. Google coś podpowiedziały w kwestii punktu naprawy wiecznych piór, ale jeszcze się nie wybrałam na tę naprawę.

Swoją drogą, jak to brzmi! Punkt naprawy wiecznych piór! Toź to jakiś gatunek na wymarciu, coś w stylu punkt naprawy parasoli. Powinni to objąć ochroną.

Ja tu gadu gadu, ale co z tego wynika? Miałam podpowiedzieć co i jak z zakupem wiecznego pióra. A piszę, że możecie nabyć pióro za osiemset albo za dwa złote. Ewentualnie odnaleźć w domu jakieś stare. Też mi podpowiedzi!

No dobrze, więc podpowiem Wam, że cena 150 zł za dobre wieczne pióro (które jest wieczne, więc starczy na wieczność) nie jest ceną wygórowaną, tylko taką akurat. Przy zakupie zwróćcie uwagę na to, że wieczne pióra bardzo często standardowo sprzedawane są jako pióra na naboje, ale można do nich osobno dokupić tłoczek. I atrament, oczywiście.

Co w przypadku, gdy chce się być „zero waste”, jest jak najbardziej zalecaną opcją.

W sklepie f-pen.pl są pióra droższe i tańsze. Na przykład takie – kobiece, perłowe. W innym sklepie znalazłam też niedrogiego czarnego Parkera, kapiącego złotem, więc zdecydowanie nie w moim guście, ale jest to jakiś trop. Oznaczający, że da się coś znaleźć.

A w ostateczności sprawcie sobie ołówek. Zapraszam zatem: Do piór! Do ołówków!

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża, mama dwóch nastolatków i jednej córeczki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię robić na drutach i szydełkować, ale jeszcze bardziej – pisać. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze.

12 komentarzy

  1. Piórem definitywnie się ładniej pisze. Mam pióro, ale długopisów po prostu nie da się pozbyć – przyczepiają się ciągle do człowieka – a to są dodawane do materiałów na szkoleniach, a to się zapomni pióra i pożyczy długopis, który naturalnie ląduje w kieszeni, a to rozmnażają się pokątnie nocą – od kilku lat nie kupiłam długopisu, a ciągle są w domu.

  2. Jeden z moich ulubionych tematów 🙂 ale wierzaj mi, kiedy poczujesz jak pisze się dopasowanym do Twojej ręki i upodobań Piorem przez duże P… Trudno będzie Ci wrócić do Chińczyków, choć są tańsze 🙂

    1. No… moje strare pióro nie jest przez duże P, ale dam mu jeszcze szansę 🙂 Zaczynam się zastanawiać czy nie kupić chłopakom dobrych piór, bo tymi plastikowymi nie chcą pisać. A zależy mi na tym żeby polubili pisanie. Tylko jak kupić dzieciom pióra przez duże P?

      1. Hmm, to ciekawe. Możesz spróbować dać im Duke’i do spróbowania, one są mosiężne i cięższe, ale ja osobiście polecałabym Lamy Safari (mimo plastikowości niezwykle fajne piórko, całkiem przystępna cena i świetny jej stosunek do jakości), albo jeszcze lepiej – Kaweco Sport. Jeśli chłopcy nie lubią plastiku możesz im dać cięższe, w wersji metalowej 🙂

        1. Może to nie była kwestia tego plastiku, tylko jakości stalówki? Mieli (mają, tylko nie wiemy gdzie się podziały :-)) Pelikany Juniory i jakoś nie polubili. Mnie też nie powalało. Dzisiaj miałam okazję spróbować Lamę Safari i bardzo przyjemnie mi się pisało 🙂 A to transparentne Kaweco Sport też wygląda fajnie.

        2. A jakiego rozmiaru masz stalówkę w Lamy Safari? Ja mam XF i nie jestem zadowolona. Myślałam, że pióro się 'rozpisze’ a jest ciągle tępe podczas pisania.

          1. Dzięki.
            Widocznie XF, aby pisać cieniutko, mało przepuszcza atramentu, stąd ta 'tępośc’ pióra. Pisze się tragicznie, ale samo pióro jest ładne, solidnie wykonane i wygodne w pisaniu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *