Zaprzyjaźnij się z dziadkiem śmietnikowym czyli zadanie #23

Było to jakieś trzy lata temu. Wynosiłam śmieci i w altance śmietnikowej zobaczyłam zbieracza, grzebiącego w kontenerach.

Chciałam, jak zwykle, udać że go nie widzę. (Nie macie wrażenia, że ludzie tego typu są niewidzialni? Stanowią tabu, podobnie jak śmieci. Grzebanie w śmieciach jest przecież obrzydliwe, brudne, niehigieniczne. Człowiek grzebiący w śmieciach jest jak społeczny wyrzut sumienia, więc spychamy jego widok, jego obecność w społeczeństwie na margines. Wiedzę o jego istnieniu upychamy w najdalsze zakarmarki podświadomości. Nie chcemy wiedzieć, że istnieje, bo zaburza nasz piękny obraz świata – nasze dążenie do ładu, czystości, piękna wokół siebie. Panuje przecież kult minimalizmu/konsumpcjonizmu, urody życia, czerpania z niego przyjemności, a zbieracz śmieci nie wpisuje się ładnie w ten obrazek.)

I kto by pomyślał! Napisałam najdłuższy nawias w życiu!

No więc, miałam zamiar potraktować go ja powietrze, ale chyba odruchowo powiedziałam „dzień dobry” i on wtedy zagadnął mnie, czy nie mam przypadkiem sznurka. Chciał przymocować jakieś graty do swojej ciężarówki, czyli rozpadającego się roweru. Odparłam, że mam sznurek i mogę przynieść. Wtedy zapytał, czy nie miałabym też plastra na skaleczony palec, bo akurat sobie czymś rozciął. No dobrze, plaster też mogę przynieść. A jak sznurek i plaster, to i nożyczki, i odkażacz.

Więc wróciłam do domu po potrzebne akcesoria. Dziadek śmietnikowy opatrzywszy sobie palec podziękował za pomoc i oświadczył, że gdybym kiedyś miała jakieś niepotrzebne ciuchy czy inne graty, to on chętnie odbierze, i przedstawiwszy się grzecznie: „Jestem Stanisław” podał mi swój numer telefonu komórkowego (!).

Od tej pory dzwoniłam do niego, kiedy miałam na zbyciu jakieś rzeczy.

Cieszył się z ciepłej kurtki po mężu. Brał zabawki dla córki znajomej. Resztki jedzenia dla psa. Suchy chleb dla siebie. Zazwyczaj przy okazji dostawał też coś „nieresztkowego” czyli talerz zupy, owoce czy jakieś konserwy, co tam akurat miałam w mojej szafce-spiżarni.

Od czasu do czasu przychodził z prośbą o pieniądze na leki. O doładowanie telefonu. Przed świętami zadzwonił z życzeniami i wprosił się na Wigilię.

Kiedy zaczęłam przygodę z zero waste, pan Stanisław zaczął zabierać od nas makulaturę i puszki. (Wspominałam o tym przy okazji zadania nr 14.)

Przychodząc do nas, korzysta z okazji, żeby poszperać w naszej osiedlowej altance śmietnikowej. Mieszkamy na osiedlu zamkniętym, na którym widok takiego pana niektórym lokatorom jest nie w smak. Wezwano nawet kiedyś policję. Policjanci zapytali: „Co ten pan zrobił? Grzebał w śmietniku? Aha.” I poszli.

Pan Stanisław czasem opowiada mi co fajnego znalazł po drodze i przy których blokach w okolicy najlepiej się obławia. Opowiada o swoich kłopotach, zwierza z problemów z „byłą”… Oferuje pomoc. Z ogniem w oczach i zapałem opróżniał piwnicę znajomych z pozostawionych przez poprzedniego lokatora gratów. Niesamowite, jak cieszył się ze znalezisk! Widać było, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

Nie jest moim celem chwalenie się swoją dobroczynnością. Zresztą, niektórzy nazwaliby ją naiwnością i frajerstwem czy podatnością na wykorzystywanie. Nieważne.

Moim celem jest zwrócenie uwagi na to, że osoby nazywane przez nas dziadkami śmietnikowymi pełnią ważną społecznie rolę.

Stanowią ogniwo w łańcuchu pokarmowym-śmieciowym. Mogą, o ile dopuścimy do siebie taką myśl – być dla nas i dla naszych dzieci lekcją pokory. Otwarciem oczy na to, co odrzucane, niewidziane. Na biedę. Na śmieci, które mogą dostać drugie życie. Które mogą dać komuś życie. Dając środki na życie.

Trudno mi namawiać Was do przyjaźni z dziadkiem śmietnikowym, ale niech będzie! 

Oto zadanie numer 23: Zaprzyjaźnij się z dziadkiem śmietnikowym.

Rozejrzyjcie się, zagadnijcie, zapytajcie, zauważcie. Tacy ludzie też chcą czuć się członkami naszej społeczności. Są nimi, ale dopóki traktujemy ich jak niewidzialnych, udają niewidzialnych.

Może skorzystacie z „usług” odbierania surowców wtórnych prosto z domu, a może nie. To nie jest takie ważne. Podsuwam Wam tylko pomysł, rzecz do przemyślenia.

P.s.

A czy wiecie, że w Kairze jest dzielnica śmieciarzy, zwanych „zabalin”? To Mokattam, w której mieszkają ubodzy chrześcijanie przybyli do Kairu z południowej części Egiptu, w poszukiwaniu lepszego życia. Zabalin żyją ze śmieci. Pełnią rolę czyścicieli miasta, odzyskują do 80% odpadków produkowanych przez molocha, jakim jest Kair. To się dopiero nazywa „gospodarka o obiegu zamkniętym”! O Koptach pięknie opowiedział w swojej książce brat Robert Wieczorek, kapucyn na misjach w Republice Środkowej Afryki. Mieszkał też dwa lata w Kairze i owocem tego jest właśnie jego książka pt.: „Koptowie. Staliśmy się śmieciem tego świata.”(wyd. Serafin, 2013 rok)

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża, mama dwóch nastolatków i jednej córeczki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię robić na drutach i szydełkować, ale jeszcze bardziej – pisać. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze.

7 komentarzy

  1. Na moim osiedlu też jest taki pan, wieszam dla niego puszki w siatce na śmietniku, bo po co ma grzebać skoro mogę mu część zebranych przez nas dać w ten sposób:) Ja nie zbiednieję, a mu może to pomóc. Kiedyś, gdy go spotkałam przy śmietniku spytałam się czy nie chce też butelek zwrotnych bo mam ich siatkę w domu i chciał, to mu przyniosłam. Nie odważyłam się jednak czy nie pomyślałam w tym momencie by zaoferować mu coś więcej. Pan też nie miał chyba odwagi wdać się w dłuższą rozmowę. Nie dziwię się, bo tak jak mówisz, na ogół takie osoby się przegania jak jakieś robactwo, chociaż robią oni kawał dobrej roboty! Nie rozumiem tej filozofii zamykania śmietników pod klucz, bronienia śmieci jakby to było nie wiadomo co, skoro ludzie wyrzucając to do kocha już tego nie chcą.
    Może następnym razem, gdy spotkam tego pana będę mieć więcej odwagi i spytam, czy czegoś nie potrzebuje:)

  2. Naprawdę pozytywny wpis. To rzeczywiście temat tabu i samo czytanie o przyjaźni z takim człowiekiem wydaje mi się czymś niezwykłym i niespotykanym. Z pewnością opublikowanie tego tekstu, ale też „popełnienie” czynów opisanych w nim, wymagało dużo odwagi. Z resztą prowadzenie całego tego bloga, o tak trudnej i ważnej tematyce, pokazuje, jaką odważną kobietą jesteś! Gratuluję!
    Jadwiga

  3. Mi też się udało kilka razy porozmawiać z dziadkami śmietnikowymi. Często jest to „dzień dobry”, choć jeden pan stwierdził, że uratowałam go przed nocowaniem w śmietniku (u nas kosze bywały zamykane w altance na klucz – on jakoś wszedł, a potem drzwi się za nim zatrzasnęły). Puszki zawsze wieszam im w siatce obok – po co mają się męczyć gmerając w workach. Może muszę pójść o krok dalej, jak i Ty. Myślę, że podczas Wigilii z takim nieznajomym, cała idea dodatkowego talerza nabiera większego sensu.

    1. O tym zamykaniu śmietników na klucz wspomina Bogusia poniżej, faktycznie to jakieś dziwne. Chyba muszę w dobrym źródle popytać dlaczego się to robi? Co do Wigilii to rzeczywiście, po tej pierwszej wspólnej pomyślałam, że gdyby tak każdy zaprosił „wędrowca” do siebie, to niepotrzebne byłyby kolacje wigilijne organizowane przez różne fundacje specjalnie dla biednych czy bezdomnych.

  4. O jaki fajny wpis! Będzie mi to teraz krążyło po głowie…. U nas niestety postawiono altankę śmietnikową i utrudniono dostęp do kontenerów, ale przyznam, że jest teraz przy nich dużo czyściej, bo wielu „dziadków” robiło przy szperaniu ogromny bałagan, rozrzucając śmieci wokół.
    Wpis kradnę na fp a Tobie gratuluję pięknego, nowego wyglądu bloga 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *